Wróciłem na boks. Słowo wróciłem, jest oczywiście lekką przesadą, bo moja poprzednia przygoda z tym szlachetnym sportem trwała bardzo krótko. Teraz to już ponad miesiąc. Specjalnie czekałem z tym wpisem, żeby się nie okazało, że chwaliłem się, chwaliłem i poszedłem raz żeby mieć o czym pisać. Chodzę raz w tygodniu, bo na tyle starcza mi czasu bez szkody dla innych planów treningowych. Lubię pochodzić na coś w czym jestem zielony, to ustawia mi optykę we właściwym miejscu. A boks to chyba dobry pomysł. W zasadzie jest tam niewiele technicznych rzeczy które mogą mieć negatywny wpływ na mój proces treningowy.
Treningi znalazłem blisko swoje pracy, dość wcześnie po południu więc zaraz po pracy lekki obiadek (wiadomo, że rana w brzuch przy pełnym żołądku to pewna śmierć) i na salę. Słowo sala to dużo powiedziane. To po prostu trochę większy szkolny korytarz z kilkoma drabinkami na ścianie. Nie moglibyśmy tam ćwiczyć bo parapety, kaloryfery i twarda podłoga ale bokserom to nie przeszkadza.
Lata 80’te. Henryk Petrich na ringu.
Trener
Trenerem jest pan Henryk Petrich – brązowy medalista z Seulu, a poza tym (co oczywiście ma niebagatelne znaczenie) to były zawodnik Legii Warszawa .
Chyba jestem jedynym ćwiczącym na sali, który na własne oczy widział boks na seulskiej olimpiadzie, choć tak na prawdę to bardziej pamiętam Koreańczyka, który nie chciał zejść z ringu po dyskusyjnej decyzji sędziowskiej.
Grupa na którą chodzę to grupa dla początkujących. Tych początkujących jest niewielu – zdecydowana większość to Ci, którzy przychodzą na grupę zaawansowaną, a te półtorej godziny traktują jako rozgrzewkę (!!!). Wyobrażacie sobie – ja jestem dumny z siebie, że daję radę, a oni się w tym czasie rozgrzewają przed prawdziwym treningiem. Ech, można się lekko zachwiać w wierze w sens ćwiczenia CSW.
Pan Henryk teraz – luz i spokój ale jak pokazuje techniki to zazdrość bierze
Grupa na którą chodzę to grupa dla początkujących. Tych początkujących jest niewielu – zdecydowana większość to Ci, którzy przychodzą na grupę zaawansowaną, a te półtorej godziny traktują jako rozgrzewkę (!!!). Wyobrażacie sobie – ja jestem dumny z siebie, że daję radę, a oni się w tym czasie rozgrzewają przed prawdziwym treningiem. Ech, można się lekko zachwiać w wierze w sens ćwiczenia CSW.
Nie będę dokładnie opisywał treningu, bo mnie się nie chce – szczegóły techniczne zapisuje w swoich notesikach. Napiszę tylko, po co poszedłem i co mi się najbardziej podoba. A więc poszedłem bo mi brakowało takiego pykania bokserskich kombinacji na packi. Taki lewy prosty, prawy prosty, lewy sierp i tak przez 3 minuty bez przerwy. Po drugie worki – tam się bije na worki i to jest fajne. Uwierzcie mi, worki są dobre. Po trzecie, nienawidzę skakanki – tak szczerze z całego serca, choć wiem, że to także dobre jest. Latami nie potrafiłem zmusić się do skakania. W domu mi sąsiadów szkoda, a na treningach trochę czasu szkoda – zawsze jakąś wymówkę znajdę. A tu skakanka to podstawowe ćwiczenie. Mam już na swoim koncie nowy rekord życiowy 23 skoki pod rząd (!!!) – czekam na gratulacje.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Rytm treningu
Miałem jeszcze napisać co mi się podoba. Podoba mi się rytm treningu. Jest tam taki zegar, ustawiony na 3 minuty pracy i 30 sekund przerwy. I cały trening tak wygląda. Prezentacja technika trwa zazwyczaj 10-15 sekund a potem pach-pach-bum, pach-pach-bum. Podobnie jest też na CJF kiedy Marek czasami podaje komendy jednym ruchem ręki i wszyscy wiedzą co mają robić. Pomyślcie o tym, kiedy przychodzicie na 3-4 godzinne treningi.
A oto mój kat. Zegar który łamie teorie względności i zakrzywia czasoprzestrzeń. Trzy minuty na nim trwają strasznie długo. Ten zegar powyżej jest drogi (ok 500 PLN) – ale możecie sobie ściągnąć aplikacje na te wasze smarpady i ajtaki czy co tam takiego używacie.
Teraz na koniec musi być jakieś słowo o Taiji, żeby był jakiś związek z tematyką blogu. Więc kilka lat temu korzystając z zaproszenia Dariusza Muraszko byłem w Słupsku na seminarium z Taiji stylu Wu. Seminarium prowadził Mark Langweiler nauczyciel Taiji z Holandii.
Darek był tak miły, że zorganizował niewielki wypad do knajpy, gdzie mogłem spokojnie porozmawiać z Markiem (była nawet przesympatyczna tłumaczka). Jedno z moich pytań dotyczyło specyfiki walki w Taiji. Długo nie mogliśmy się dogadać. Aż w końcu Mark powiedział mi mniej więcej coś takiego. „Wiesz, gdybym chciał się skupić na walce to bym ćwiczył Taiji i boks”.
Mark Langweiler i ja w czasie demonstracji ruchu
Długo nie mogłem się zgodzić z takim podejściem, bo przecież albo Taiji jest systemem pełnym albo nie, więc po co ten boks bo pełnych systemów nie trzeba uzupełniać. Ale po tych kilku latach myślę, że może to jednak jedno drugiemu nie szkodzi.
„….jest systemem pełnym albo nie, więc po co ten boks bo pełnych systemów nie trzeba uzupełniać. Ale po tych kilku latach myślę że może to jednak jedno drugiemu nie szkodzi.” – niewazne jak długo, ważne, że w ogóle dochodzi się do prawdy :P. Niemniej naraziłes się starozakonnej ortodoksji GeAnde 😛
Well, powiedziałbym tak: najważniejsze jest zadowolenie i radość życia. 🙂 Co do szkodzenia i nie, to oczywiście, że szkodzi, przynajmniej dopóty, dopóki się uczysz (rzeczy bazowej). Jak będziesz swą dyscyplinę traktował bardzo poważnie, to nawet ćwicząc u Raubo, jak pójdziesz po radę do Petricha, to Ci może zaszkodzić, bo każdy trener ma swoją wizję. Langweiller uzupełniałby boksem, Robert z RPA uzupełniał by boksem. To może po prostu ćwiczyć boks, a taiji porobić sobie w niedzielę na Polach dla relaksu? 😉
„najważniejsze jest zadowolenie i radość życia. :)” – nie wiem czy najważniejsze, zbyt subiektywne kategorie. Poza tym jedno drugiego nie wyklucza, napisałem przecież, że wazne jest dojscie do prawdy, nie najważniejsze:)
„Jak będziesz swą dyscyplinę traktował bardzo poważnie, to nawet ćwicząc u Raubo, jak pójdziesz po radę do Petricha, to Ci może zaszkodzić” – niekoniecznie 🙂
Może… to znaczy, że nie musi. To chyba jest kwestia wyboru celu. Ja nie szukam TJQ w boksie ani tym bardziej CJF. To jest po prostu bicie w packi i worki.
Jak bawiliśmy się zośką to była tylko zabawa zośką a nie poszukiwanie głębszego celu ale jakiś zasad zośki przestrzegaliśmy.
No własnie 🙂 i tutaj będe mial z Ge Ande rówzne spojrzenie na sprawę. Bo ja będę akcentował „nie musi” a On, że „może” 😉
Z tego powodu ubolewam, że nie mogę częsciej z nim deliberować po róznych warszawskich barkach, barach i kafeteriach (w zasadzie, to czekam na mały almanach jego autorstwa – pierwszy krok już sie pojawił na Jiuzhiziowym blogu 🙂 ). Być może wkrótce się to zmieni 🙂
Czytałem… ale uważaj, bo w taki sposób szybko znajdziesz się w mojej kategorii wagowej.
Pojadę programem dla kulturystów: najpierw masa, potem rzeźba ;). Kurczę, ale przecież ja już za gruby jestem :). Dobra, GeAnde będzie jadł, a ja tylko pił :).
Do qłwy nędzy „on” pisze się z małej litery. Przynajmniej do czasu, kiedy zostanę uznany za błogosławionego. Wtedy pisz „Łon. Dziękuję.
Gdybym pisał o Palikocie, to napisalbym literą mikroskopijną, ale ponieważ Ciebie darzę szacunkiem, to dlategoż szacunku pisząc domyslnie o tobie używam dużej litery. Jesli przeszkadza, będę miał to na uwadze.
Napisałeś go właśnie z dużej! :》
Szacunek jest spoko, ale trzeba zachować proporcje. Jak będziesz za chwilę pisał o kimś naprawdę honorable, zabraknie Ci czcionki. Trzymajmy się ogólnych zasad. 😉
Przyjmij, że mi się palec na shift omsknął – więcej to się nie powtórzy, będę się pilnował
KO, czuję się wywołany do tablicy (-;
Fajny wpis. Kilka słów ze swojego podwórka.
Na przełomie lat 1980 / 90 uległem fascynacji rywalizacją sportową. Dość zawzięcie ćwiczyłem sandę (kick boxing), próbowałem sił na zawodach. Z czasem zaraziłem tematem wielu swoich uczniów, pojawiły się medale dla szkoły…
Po dwu – trzech latach stonowałem swoje podejście do kick boxingu (sandy), z czasem przestałem ćwiczyć. Jednak tamte chwile nie poszedł na marne. Do dziś mamy dość mocną grupę „bokserów”, którą prowadzi jeden z instruktorów / asystentów (medalista).
Dlaczego o tym napisałem? W bieżącym roku szkolnym przekonaliśmy do kick boxingu dość wyraźną liczbę uczniów trenujących Wu taiji oraz gong fu vo (-:
Zgoda KO, worki są dobre.
I chyba prawdą jest (jak napisał KO), że jedno drugiemu nie szkodzi (-:
Po prostu warto spróbować i dokonać oceny.
Jeszcze coś. Mark Langweiler posiada czarny pas w taekwondo (-:
oooo… a nie wygląda na takiego co dużo kopie.
„Wyobrażacie sobie – ja jestem dumny z siebie, że daję radę, a oni się w tym czasie rozgrzewają przed prawdziwym treningiem. Ech, można się lekko zachwiać w wierze w sens ćwiczenia CSW.”
Nao! Najpierw trzeba zrzucić 20kg brzucha! Wiary w CSW nie trzeba tracić (w każdym razie nie od tego). Piszę to na bezczela, bo sam powinienem zrzucić ze 30. 😉
Tutaj zgadzam się z Andrzejem w 100%. Kondycha to nie jest wina CSW :). Pamietam jak jeszcze w 90-tych Janusz z Markiem chodzili na tarczowanie na salę Legii i trener był zdumiony ich kondycją, która robili przecież na formach i jibengongach serwowanych przez Liu 🙂 (ja w tamtym czasie uważałem, że boks jest dla troglodytów, a Elfy trenują „czyste” gongfu lub w „gorszym” przypadku sandę :P, na szczęscie mi przeszło wracając do filozoficznych podstaw i źródeł, którymi przecież było podejscie Li Xiaolong 🙂 ).
Winą może być ewentualnie to, że trenerzy są bardziej pobłażliwi. Ale to się wiąże ze strukturą wieku na treningu, czy jak to się fachowo nazywa. 🙂
kiedy ja lubię jeść 🙁 i to jest największy problem. Słaby jestem pod tym względem. U mnie w domu było tak że to co na stole ma zostać zjedzone a jakie Babcia robiła naleśniki z serem !!! Mam za swoje teraz.
Obywatelska korekta: przekręciłeś nazwisko Marka pod zdjęciem (mądry facet z niego jak widać BTW).
Treningów bokserskich gratuluję i – nie ukrywam – zazdroszczę. Boks się generalnie z wieloma rzeczami ładnie uzupełnia, zwłaszcza, jak jest traktowany jako dodatek (bo jednak ta pozycja na kolanach do środka obciąża je ciut mocno jak dla mnie). Dodatkowym plusem est to, że treningi są zazwyczaj bardzo dobrze poukładane. Nie spotkałem jeszcze trenera boksu, który nie umiałby zorganizować czasu na treningu, co przekłada się na efektywną ilość przepracowanych minut 😉
I jeszcze:
Tańszą opcją od pokazanego zegara jest Gymboss albo „zwykły” stoper interwałowy. Albo, jak wspomniałeś aplikacja na smartphony/tablety (na moich kettlach trener odpala aplikację na tablecie). Ja tego rozwiązania nie lubię jak ćwiczę sam, bo o sprzęty elektroniczne raczej z nawyku dbam, a łapy na treningu zazwyczaj mam spocone, albo w talku i dlatego mam stoper, który mogę wrzucić do kieszeni nie bojąc się o to, że gdzieś go upaskudzę (ważne, zwłaszcza w terenie).
Qrde – taka fajna dyskusja a ja nie miałem dziś netu.
Widzę Andrzej, że jesteś trwały w swojej opinii. To że mieszanie szkodzi mówiłeś mi już dawno temu. Mnie po prostu brakowało pacek i worków. A to jest fajne rozwiązanie jeśli chodzi o czas. . Plus to co napisał KrzyśT zarąbista organizacja czasu. Oni mają zawsze 10-15 sekund żeby w przerwie po demonstracji techniki pogadać o du…szy, meczu i takich tam.
I dalej, co do przeszkadzania. To kwestia filtrowania. Są rzeczy których nie można mieszać i są na tyle plastyczne że nie przeszkadzają.
Boks, nie traktowany jako cel – nie przeszkadza (chyba) a poprawia mi kondycje. A bicie w worki nie różni się specjalnie od tego co kiedyś robiliśmy na Skrze. W każdym razie poprosiłem Marka żeby mi powiedział kiedy zobaczy coś „niepokojącego”.
Natomiast kilka „sztuczek” treningowych moglibyśmy od nich zapożyczyć. Takie zapożyczenia chyba nie są złe?
Mogę się jeszcze pochwalić. Zauważyłem że mam nie mam problemu ze zmianą strony z prawej na lewą i na odwrót. i Obie mam w miarę sprawne. To wywołuje zdziwienie u moich partnerów.
Widocznie jestem jak ta krowa. 😉 Nie przeszkadza mi, że ćwiczysz boks (i 150 różnych rzeczy), KO. KO cieszyć – ja cieszyć. 🙂
Użyłbym raczej słowa byk… ale co ja tam mogę wiedzieć…