Neuro-plastusie

Czy jakoś tak… a nie, chodzi o neuroplastyczność. Nowy wyraz, dlatego jeszcze się go nie nauczyłem, a że „Plastusiowy pamiętnik” to była kiedyś moja ulubiona lektura, to jeszcze mi się myli.

plastelinowy ludek i samochód z pudełka i szpulek po niciach… marzenie młodego KO

Ale spoko, nie będzie zbyt naukowo, ani poważnie. Przecież wiecie, że na poważnie to ja tylko temat transferów do Legii traktuję. Ale ostatnio oglądałem telewizor. A tak! Oglądam, bo to takie okno na świat jest (kto słuchał „Powtórki z rozrywki”, ten zrozumie). Więc oglądam telewizor i leci tam film o mózgu, ale nie ile gotować, kiedy solić i takie tam… (a mówiłem, że na poważnie nie umiem? Mówiłem!). Było o zdolnościach adaptacyjnych ludzkiego mózgu (zresztą pewnie nie tylko ludzkiego). Było o neuroplastyczności. Żeby nie zgrywać wykształciucha, zacytuję definicję zjawiska za internetami.

Neuroplastyczność mózgu, to zdolność do tworzenia nowych połączeń nerwowych oraz regenerowania neuronów. Dzięki temu ludzki organizm może adaptować się do różnych warunków i zmieniać się pod wpływem rozmaitych okoliczności. Co więcej, pozwala ona lepiej uczyć się oraz zapamiętywać np. dzięki wykonywaniu odpowiednich ćwiczeń. Umożliwia też naprawę uszkodzonego mózgu – oczywiście, jeśli weźmie się udział w specjalistycznej rehabilitacji. 

Ale dlaczego o tym piszę? Film przyciągnął moją uwagę z dwóch powodów. Po pierwsze używał prostego języka (zero łaciny) i skierowany był do zupełnego abnegata… aroganta… tego no… amatora (no, czyli inaczej mówiąc – laika, takiego jak ja) więc nie usnąłem z piwem w ręku. Drugi powód jest jednak ciekawszy. Otóż przewodnim przykładem zjawiska jakim jest neuroplastyczność, była pani (nauczycielka matematyki… brrrr) uprawiająca amatorski boks. Ale nie jakiś, pożal się Panie rękawic, kardioboksing czy inny wytwór zgniłej, zachodniej fitkultury. Uczciwą, choć trochę staroświecką, sztukę obijania ryjka bliźniego swego. Taką praktykę z workami, tarczami, sekwencjami uderzeń, taktyką, sparingami i z walkami na zawodach.

boks nie jedno ma imie

Różnej maści specjaliści (niestety nie potrafię ich zweryfikować, a wiem, że w TV to można każdy podpis zrobić do obrazka) tłumaczyli, że to co się dzieje na ringu, w walce i w czasie treningu, sparingów, czyli zmuszanie mózgu i ogólnie układu nerwowego do ciągłej analizy sytuacji i reagowania, wpływa pozytywnie na neuroplastyczność mózgu. Szukanie rozwiązań pod presją zagrożenia i chęci zwycięstwa wymusza budowanie nowych powiązań pomiędzy neuronami. Uczy szybkiego podejmowania decyzji, ale nie takiej na już, typowej dla korporacyjnych gorących głów, tylko optymalnej, dostosowanej do aktualnej sytuacji.

Tak, jak wiem o jakim kontrargumencie pomyśleli ci, którzy choć trochę znają historię boksu. Muhammad Ali i jego choroba Parkinsona spowodowana uprawianiem boksu. Ale on po pierwsze był zawodowcem, maszyną do zarabiania pieniędzy, a po drugie był tak fizycznie odporny na ból, że praktycznie się nie bronił, czasami wręcz zachęcał przeciwników by go uderzali, w ten sposób ich deprymował i prowokował do popełniania błędów… i czynił swoje walki bardziej widowiskowymi, a za to mu płacili. Nie wspominając o różnicach w rękawicach stosowanych wtedy i teraz. Okazało się, że odporność na ból nie ma nic wspólnego z odpornością układu nerwowego na wstrząsy. W rezultacie, pod koniec życia, nie pozwoli mu polewać na imprezach.

tak to czasem wyglądało

Pewnie już niektórzy zastanawiają się, po co ja o tym piszę na blogu o Tai Chi? Czyżbym zachęcał Was do porzucenia Tai Chi i zabrania się za boks? Otóż, jak ktoś czytał więcej moich wypocin, to wie, że zawsze zachęcałem do ćwiczenia boksu. Bo to wspomaga Tai Chi, bo to wspaniała forma utrzymywania ciała w sprawności, bo to fajna rozrywka jest i kilka innych „BoTo-ksów”. W tym przypadku ze słów filmowych autorytetów wynikało, że metody, z którymi spotykam się w Tai Chi, dają podobne możliwości jak aktywność bohaterki filmu. I nie chodzi tylko o uczenie się form i powtarzanie zewnętrznego kształtu ruchu, ale o dążenie do doskonałości i zrozumienia idei nim rządzących. O to, by starać się wykonywać techniki pod jakąkolwiek presją (egzaminy, zawody, pokazy). Jako przykład podano różnicę w ilości powstających nowych powiązań pomiędzy szachistami grającymi dla przyjemności, a tymi grającymi pod presją czasu (z uwzględnieniem szachów błyskawicznych).

Weźmy pierwszy lepszy przykład. Przenoszenie ciężaru. W Tai Chi pracujemy nad przenoszeniem ciężaru czyli, mówiąc klasykami, nad rozróżnianiem pełnego i pustego. W czasie ćwiczenia formy, zmieniając ustawienia kończyn, zmuszamy układ mięśniowy i nerwowy do manipulowania środkiem ciężkości, by dzięku rozluźnieniu utrzymać władzę nad środkiem ciężkości. Tak w skrócie, nie ma dwóch identycznych technik. Nawet dwa następujące po sobie „omiatania kolana” są inne. Długość pozycji, jej szerokość, tor prowadzenia ręki, stopień koordynacji, tempo, podłoże, buty i wiele, wiele innych zmiennych w równaniu. W każym razie układ nerwowy przewali w te i nazad terabajty danych, umysł je przetworzy. A mózg ma umiejętność dostosowywania się, utworzy nowe połączenia synapsów i w następnym ruchu skorzysta z doświadczeń.

neuroplastyczność

Idąc dalej, dlaczego by nie dostarczyć umysłowi więcej zmiennych? Węźmy do ręki miecz, szablę… jakąkolwiek broń, nawet wachlarz (choć osobiście to mam w stosunku do niego mieszane uczucia. Nie ma między nami chemii). Broń w ręku zmienia rozkład sił w ciele, wydłuża nasze ręcę o następny moduł. Wszystko się zmienia. Umysł musi pracować mocniej, żeby to nie było tylko machanie kijem, a sensowne techniki.

Neuroplastyczność

Dodajmy do układu partnera, i zacznijmy ćwiczyć pchające ręce lub cokolwiek innego. Nowy element w układance, który trzeba zrozumieć, nauczyć się wykorzystywać i dostosowywać. A to już są nieskończone możliwości, przecież każdy z nas jest inny. Inaczej pcha, porusza się, reaguje. Lubi inne techniki, różni się wzrostem, możliwościami i ograniczeniami.


1

Organizuję wyjazd treningowy do Chin (Guangfu 2024).
Jeśli podoba Ci się moja działalność – możesz zostać moim mecenasem! Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


Co jest warunkiem uruchomienia tych technik? Sens. To musi mieć sens, cel. Musisz chcieć zrobić to dobrze, idealnie sparować pchnięcie, zasłonić się, wykorzystać siłę i ustawienie naszego przeciwnika/partnera. To są rzeczy trudne, ale ileż dają możliwości. Musimy tylko chcieć… na przykład chcieć wygrać, obronić się. Techniki z bronią sprawdzą się w ćwiczeniach w parach.

Niestety większość ćwiczących Tai Chi zaczyna i kończy na sekwencjach powolnych ruchów. Czerpią radość ze spotkań w grupie, z możliwości noszenia pokrowców pokrytych niezrozumiałymi napisami i poprawieniem sobie samopoczucia ćwiczeniem „dla zdrowia” dwa razy w tygodniu (przy dobrych wiatrach). Może czas sięgnąć dalej?

2 komentarze do “Neuro-plastusie”

  1. „Władca Środka Ciężkości” powieść high fantasy Krzysztofa „KO” Operacza 😉

    Niech te wszytkie tajczystki i tajczyśći zabiorą się za jibengong. Bez tego uzupełnianie boksem czy mieczem da im tyle, co mi gapienie się na Czamki :] Jak mawiał mądry gość z dawnego kungfu online: learn the gungs man, kearn the gungs..

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz

%d bloggers like this: