W tym tygodniu miałem okazję być w lesie. Niby blisko Wawy, ale już las prawdziwy. To dla mnie rzadka okazja, żeby się tak wyrwać więc nie skorzystać – byłoby grzechem. Z drugiej strony nie miałem treningowych gaci, ani, po prawdzie, czasu na taki trening prawdziwy. Pewnie powiecie, że nie trzeba mieć jakichś specjalnych spodni treningowych żeby poćwiczyć… a słyszeliście kiedyś co mówi Danusia jak przybrudzę gdzieś dżinsy? Nie… a ja słyszałem.
No więc włączyłem sobie tryb…
…trening spacerowy…
i nie chodzi o to, by sobie odpuścić, tylko żeby poćwiczyć trochę, w zasadzie tyle ile się da. 5 minut rąk i 15 minut spaceru, potem znów kilka minut poruszania się pomiędzy drzewami (dużo drzew – niczym wojów pod Grunwaldem) i znów kilka minut, żeby posłuchać śpiewu ptaków (chciałem jakieś sfotografować dla KrzysiaT, ale tylko je słyszałem, a nic nie widziałem). Miejsce, do którego mnie rzuciło, jest bardzo malownicze, z pewnych względów nie mogę zdradzić jego położenia.
Początkowo idzie się wzdłuż nieczynnych torów kolejowych, potem po prawej pojawia się malownicze bagnisko. Brak tu wielkich polan do ćwiczenia formy, ale tak zwane ręce można ćwiczyć wszędzie. Można też poćwiczyć jakieś proste Nei Gongi. I tak maszerując spotkałem…
…dzikie zwierzę…
…a dokładnie zaskrońca. Zaskrońce uwielbiają wygrzewać się w słońcu i przy okazji lgną do ciepłych przedmiotów. Wzdłuż starych szyn kolejowych jest ich sporo. Dodatkowo zaskrońce świetnie pływają i nawet potrafią nurkować w polowaniu na pożywienie. A jak już pisałem, tory kolejowe biegną wzdłuż malowniczego bagna.
W pierwszym odruchu, coś smyrgającego mi pod nogami, wywołuje u mnie lekki wzrost ciśnienia. No, na pewno nie jest to odruch goń i złap, raczej – a może to żmija? Na zaskrońce natykam się co jakiś czas i zawsze zanim przypomnę sobie, które z nich ma żółte plamki za uszami, zaskroniec czy żmija, upływa kilka sekund. No nie dziwcie mi się – jestem z miasta!
Po ochłonięciu rozejrzałem się wokół w poszukiwaniu białego żurawia, a w ostateczności czapli siwej. Zawsze mam nadzieję obejrzeć walkę węża z jakimś dużym ptakiem. Na wzór tego mitycznego pojedynku leżącego u źródeł legendy o powstaniu Taiji. Ale nic z tego, jak już wcześniej wspomniałem, ptaki owszem słyszałem i to w dużej ilość, natomiast żaden nie kwapił się do pojawienia się.
K(O)lasyki
Żeby zwierzaka nie straszyć, zastygłem w bezruchu i chwilę go obserwowałem – jak pełznie wzdłuż szyn, a następnie zastyga udając patyk. Pomyślałem wtedy, że jeśli nie dane mi jest obejrzeć walki gada z ptakiem, to może sam wyciągnę z obserwacji jakieś wnioski.
Bardzo podobało mi się jak zaskroniec się poruszał. W zasadzie wyglądało to tak, jakby tylko przemieszczała się jego głowa, a reszta po trochu znikała od strony ogona i pojawiała się za żółtymi plamkami na łbie.
„- Głowa patrzy, a ciało porusza się za nią” – wymyśliłem. Dumny z siebie zrobiłem jeszcze fotkę „medytującego” węża i pomaszerowałem dalej. Po paru krokach naszła mnie jednak taka refleksja. Cóż to za klasyka. Ostatecznie jak miałem 6-7 lat, biegając kiedyś po łące zdarzyło mi się wdepnąć w krowi placek, mój ojciec powiedział wtedy:
– Patrz gdzie leziesz… – i coś tam jeszcze dodał. Qrcze zabrało mi 40 lat, żeby to zrozumieć!
Dobra, trzeba było wymyślić coś innego. Wzdłuż torów trzeba iść ostrożnie, właśnie z uwagi na zaskrońce. Myślę, że wąż nie przeżyłby spotkania z moim butem. Nie będę sprawdzał. A więc idziemy wolniej i patrzymy pod nogi. Skojarzyło mi się to z pewnym faktem.
Otóż mistrz Chen Man Ching napisał kiedyś, że ćwicząc formę powinniśmy poruszać się tak jakbyśmy stąpali po kruchym lodzie. Zdanie to ma bardzo dużo sensu. Kiedy próbujemy wykonać jakiś ruch w sposób bardzo precyzyjny, podświadomie dodatkowo się rozluźniamy, a poza tym uważność skierowaną na kroki, na podobieństwo obserwowania oddechu, możemy chyba potraktować jako technikę medytacyjną.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Tak mi ktoś kiedyś powiedział, że wszystko co robimy musimy robić świadomie.
Tak się rozmarzyłem, bo pogoda ładna i spacer po lesie też przyjemny.
Czy Danusia uważa też, że kałuże nie są od tego, żeby po nich chodzić? 😉
BTW, mam dla KO pomysł na wpis –> robisz formę na kruchym lodzie i nagrywamy. Zobaczymy, czy Chen Man-ching miał rację. Masz ponad pół roku na przygotowania 🙂
Dokładnie… sama omija je nawet kiedy ma kalosze.
Cienki lód – przy obecnych zimach – raczej mi nie grozi…
Możesz od razu po wodzie, po co się rozdrabniać 😉
Jestem wzruszony, że chciałeś mi sfotografować ptaszki, zwłaszcza, że ja chwilowo chodzić za nimi nie mogę, bo mam jedną nóżkę bardziej, jak wróbelek 😉