Samokrytyka – to umiejętność przyznawania się do błędów (wedle definicji). Czyniona publicznie może być objawem odwagi (nie u mnie) lub moralnym ekshibicjonizmem (to też nie ja). Pomyślałem sobie, że jeśli o popełnie coś takiego na sobie, to może ktoś się nad sobą zaduma i przyzna się, że on też tak ma.
Z ciekawostek historycznych. Już jego eminencja Józek S. twierdził, że samokrytyka powinna być „uczciwa, jawna i bolszewicka”, oraz że jest to „szczególna metoda wychowania kadr partyjnych i w ogóle klasy robotniczej w duchu rewolucyjnego rozwoju” oraz „potężny oręż w walce o socjalizm”. Inny bardziej współczesny i akceptowalny teoretyk napisał, że jest to „wyróżniającą cechą kultury europejskiej. O jej dojrzałej formieświadczy zdolność do kwestionowania samej siebie i zdolność do permanentnej samokrytyki”.
Teoria teorią. Klasycy klasykami – mnie się podoba to o uczciwości i jawności, bolszewizm oraz walkę o socjalizm skreślam.
teoria
Tak więc uczciwie i jawnie napiszę. Mam problem z ćwiczeniem w grupie. Miłościwie nam panująca Korona Kielce i inne niesprzyjające okoliczności spowodowały, że zacząłem dużo ćwiczyć sam. To na pewno jedna z niewielu zalet obecnej sytuacji. Jeśli ktoś chce ćwiczyć, to zaczyna to robić bez oglądania się na pozamykane sale i brak trenerów.
Niemniej jednak ostatnio miałem możliwość poćwiczyć w nieco większej grupie. Andrzej w ramach nauczania stylu Hao organizuje dla nas „parkowe” zajęcia weekendowe. Na takim treningu jest osiem do dwunastu osób. To dużo więcej niż na „normalnym” treningu. I tam ćwiczymy formę razem.
Pisałem już kiedyś o zaletach takiego treningu. W skrócie, to poza możliwościami podejrzenia techniki u innych, mamy szansę nabrać takiej umiejętności reagowania na ruch, takiego podświadomego połączenia z innymi współćwiczącymi. Warunek jest jeden, naprawdę ćwiczymy razem. To znaczy są pewne zasady, do kogo się dostosowujemy z tempem wykonania formy.
elastyczność
Kiedyś nie miałem z tym problemu, a obecnie… A obecnie mi to przeszkadza. Jakikolwiek dysonans w grupie powoduje mój dyskomfort. Konieczność przyspieszania ruchów bądź zwalniania ich powoduje mimowolne zaciskanie szczęk. Nie skarżę się na grupę, bo winy zawsze należy szukać w sobie. Wiem że jest to świetna okazja na to, żeby pracować z taką specyficzną elasytycznością formy w zależności od sytuacji. Wszak ćwiczymy sztukę walki, a jest to umiejętność dostosowywania się. Zwalniania i przyspieszania tempa. Wydłużania i skracania ruchów. Do elastyczności, której jak widac, we mnie jeszcze nie ma.
Nie skarżę się na grupę, bo powodem tych dysonansów także i ja jestem. Nadal zapominam o „chmurach” po „czółenkach” i tracę pewność siebie w kilku innych miejscach formy. Fakt ćwiczenia kilku różnych form absolutnie tu nie pomaga…
Żeby jednak nie było tu tylko takiego samobiczowania, napiszę coś o dobrych stronach tego zjawiska. Według mnie odczuwanie dysonansów w ruchu grupy jest spowodowane tym, że w końcu zacząłem (w końcu), je zauważać. Bo przecież wcześniej też musiały one występować. Pamiętam wiele sytuacji kiedy musiałem się zatrzymać i czekać na grupę… lub przeskoczyć jakiś ruch bo ona gdzieś tam się „zasiedziałem”. Ale wtedy bardziej przeszkadzało mi to, że muszę coś zmieniać w formie niż dysonans w ogólnej harmonii. Byłem jednak tak skupiony na sobie, że kontrolowałem tylko tzw. „miejsce w formie” – czyli czy mniej więcej tę samą technikę robimy. Dziś to po prostu zauważam na nieco innym poziomie.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Dobrym zjawiskiem jest więc to, że mam z czym pracować. I tego się będę trzymać.
Do osób stojących ze mną w grupie: naprawdę nie w Was szukam przyczyny, tylko w sobie…
Stary Tajwański Ład..
Rodor mnie stresuje tym, że nie może przestać skakać ;]
Spróbuję go jakoś powstrzymać 🙂
Też zauważam ten problem, tym bardziej gdy prowadzę. To jest pewne wyzwanie, bo ja takie zaburzenie harmonii dosłownie odczuwam fizycznie. Staram się od początku wpajać grupie, że równe tempo jest niezwykle istotne i większość się z czasem dostraja, ale są osoby, dla których to graniczy z niemożliwością. No i też je kocham 🙂
Obiecuję poprawę, a KO obiecuję, że będę kopał niżej: na poziom przyrodzenia 😉