…to przekleństwo Tai Chi. To zjawisko, które z fajnej praktyki mającej utrzymać nas „na chodzie”, tworzy potworka niszczącego nam kolana.

Kiedy słyszycie, że Tai Chi jest zdrowe na wszystko i bezkrytycznie można te ćwiczenia stosować dla osób starszych, chorych i kobiet w ciąży, powinno się Wam włączyć ostrzegawcze światełko w kolorze czerwonym. Dlaczego? Bo to niestety nieprawda. Różnej maści instruktorzy, którym zależy tylko i wyłącznie na zapełnieniu sal, piszą takie różne bzdury. A co gorsze można spotkać nawet lekarzy, którzy bezkrytycznie wysyłają swoich podopiecznych na trening. Pomimo że ten może im tylko zaszkodzić.
A jaka jest prawda? Ano taka, że źle ćwiczone Tai Chi, bez odpowiedniej korekty, jest szkodliwe. W pierwszym rzędzie rozwala kolana.
Tak w ramach wspomnień. Kiedy rozpoczynałem swoją praktykę ćwiczyłem u „nauczycieli”, z których niektórzy mieli tylko rok praktyki. To zaowocowało tym, że po każdym treningu (a ćwiczyłem 4-5 razy w tygodniu) przyjeżdżałem do domu i kładłem się odpocząć. Jeśli chciałem wstać, to tylko na czworakach… to wszystko z bólu pleców. Kiedy zgłosiłem się do jednego z bardziej zaawansowanych nauczycieli tamtej organizacji – ten popatrzył na mnie i powiedział – „No cóż, widocznie tak musi być”. Teraz wiem, że wszystkiemu winne było zbytnie pochylenie, ale ów „zaawansowany” praktyk nie był w stanie mi tego skorygować. Aż strach pomyśleć co by było, gdybym się uparł i nadal ćwiczył w takim towarzystwie. Najgorsze jest to, że ów praktyk „uczył” jeszcze przez wiele lat)…
najważniejszy staw w nogach
Ale wróćmy do pływającego kolana. Teoria mówi, że kolano powinno znajdować się nad stopą. Są dwie różne szkoły tłumaczenia tego stwierdzenia. Jedna mówi o tym, że kolano musi znajdować się nad kośćmi łydki, a druga że nieco bardziej do przodu, nad punktem Yong Quan, ale nie przekraczającym linii palców. Nie będę tu rozkminiał, który lepszy. Różnie to bywa.
O pływającym kolanie mowa jest wtedy, kiedy rzut kolana nie znajduje się na linii środkowej stopy, nad jednym z wymienionych powyżej punktów (w zależności od przekazu). Dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że w czasie ruchu na zewnątrz (np. przy łapaniu wróbla za ogon w lewo), za sprawą nierozluźnienia w biodrach, zbyt dużo energii ruchu przekazujemy na kolano, które odchyla się na zewnątrz. Automatycznie ciężar ciała przenosi się na zewnętrzną stronę stopy i kolano jest przeciążone. Podobnie dzieje się w czasie wszelkich technik, które wykonujemy na jednej nodze, bądź tam, gdzie obracamy obciążoną stopę.

Co jest takiego groźnego w pływającym kolanie? Otóż kolano jest stawem bardzo skomplikowanym, ale bardzo wąsko wyspecjalizowanym. Potrafi pracować tylko w jednej płaszczyźnie. Jak się zgina kolano – wszyscy wiedzą.
Pływające kolano

Za sprawą dużych obciążeń, które kolano musi znosić – ten ruchomy element naszej konstrukcji jest dociążony całą naszą masą i to najczęściej w sytuacjach dynamicznych – marsz, bieganie lub wchodzenie po schodach. W związku z tym jest stawem wyjątkowo silnym, ale pod warunkiem, że zapewnimy mu pracę we właściwej płaszczyźnie, a więc tylko tej anatomicznej płaszczyźnie zgięcia. Kiedy odsuniemy kolano od pionu, wtedy cała siła wygenerowana przez masę ciała wychodzi nam bokiem kolana. Dosłownie oraz w przenośni. A że Tai Chi ćwiczymy powoli, to obciążenia działające na kolana są większe, bo dłużej przebywamy w niższych pozycjach. To taki paradoks. Dynamiczne sztuki walki są tu, o dziwo, bardziej bezpieczne, ćwicząc je – krócej przebywamy w złych pozycjach.
Czy jest jakieś wyjście z sytuacji? Jest. Po pierwsze zwracać uwagę na ustawienie kolana, po drugie: ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. Niektóre ćwiczenia pozwalają pracować nad siłą ściskającą kolana do środka, co utrzymuje kolano w miejscu. Po trzecie dokładnie się zakorzeniać… Kiedy wszystkie palce stopy (a szczególnie duży palec) są porządnie dociśnięte do podłoża. Kolano ma niewielkie możliwości odchylenia się na zewnątrz.
A przede wszystkim praktykować świadomie i nie dać się nabrać na teksty, że to dla każdego, w każdym wieku i że bez wysiłku efekty same przyjdą…
O i tyle. Życzę sobie (no dobra, i wam też), żebyście mogli się cieszyć praktyką do lat późnych. Nie tylko praktyką, ale i zwykłym komfortem życia.
Ps. już niedługo specjalny zestaw ćwiczeń dla kolan.

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Ponoć w Hamburgu jest klinika gdzie robią jak nowe i nie przesadnie drogo. A w ogóle, to najlepiej ważyć 55kg i większość kung-fu nie będzie szkodzić 😉
taaa… wiązadła kolanowe rekonstruują z włókien węglowych. Ale piłkarze jeżdżą do Włoch, do kliniki Villa Stuart, tam ich naprawiają ale niestety tanie to nie jest. Może Hamburg lepszy? Któż wie,
55kg? tyle to ja w podstawówce ważyłem…
Piłkarze wydają 1/4 tej kwoty na żel do włosów, więc po prostu głupio brać mniej, bo sobie pomyślą, że jakieś jaja, czy co. W kolejce do ortopedy na Skrze usłyszałem od starszego tenisisty, którego niemiecki kolega zrobił sobie rekonstrukcję i parę miesięcy potem grał w zawodach i wygrywał. Chyba 5 tyś euro to kosztowało razem z pobytem w szpitalu. Kolano jest proste. Biodro – o!- to jest skomplikowana sprawa 😉
Wiesz może cos wiecej o tej klinice w Hamburgu ?
Piszesz tutaj tylko o problemie kolan „wychodzących” na zewnątrz, a co z kolanami „wpadającymi” do środka? Wydaje mi się, że w grupach początkujących jest to większe i bardziej powszechne zagrożenie.
Pływające kolano to zjawisko poruszania się stawu kolanowego w obie strony. I na pewno może zniszczyć staw kolanowy…
Jak się do tego mają „ćwiczenia pozwalające pracować nad siłą ściskającą kolana do środka” o których wspominasz powyżej?
dużo by pisać… po pierwsze lekkie napięcie mięśni chroni stawy, a jak dołączysz to tego stabilizujące dociśnięcie małego palca stopy z jednej, i kolana z drugiej to masz receptę na stabilność nogi