Akademia On-line
Guangfu - miasto Tai Chi,
treningowa podróż życia


Wykład i praktyka

Nowa nabór na trening Tai Chi
Warszawa Powiśle


kameralna grupa

Skaryszewskie spotkania
z Qi Gongiem


(Działamy dalej!!!) w każdą środę 10:30-12:00

Pchające dłonie – takie, jakich kiedyś szukałem

Były takie czasy, kiedy byłem bardzo zasadniczym w sprawach praktykowania Tai Chi. Czyli wtedy, kiedy jeśli coś nie nazywało się stylem Yang i nie pochodziło z przekazu doktora Yang Jwing Minga, to nie warte było mojej uwagi. Oczywiście dopuszczałem do myśli istnienie innych przekazów, ale starałem się nawet w ich stronę nie spoglądać.

W tamtych czasach zastanawiała mnie jedna rzecz: dlaczego w innych przekazach pchające dłonie wyglądały zewnętrznie nieco inaczej niż te, których uczono nas w YMAAowskich szkołach? Dziś rozumiem, że całe to moje „niezrozumienie” brało się z mylnego nazewnictwa niektórych ćwiczeń oraz z mojego „zafiksowania” się na tych nazwach.

W każdym razie przez lata szukałem filmów, na których ktoś wykonywałby ćwiczenia nazywane „pchającymi dłońmi” tak jak w YMAA. Zazwyczaj wyglądało to nieco inaczej, albo prezentowane było tylko ćwiczenie „czterech narożników” w różnych wersjach, albo praktyki, których w żaden sposób nie mogłem dopasować do tego co robiłem.

Pchające dłonie

Przyznam, że trochę mnie to stresowało. Chwilami nachodziły mnie myśli, że może rację mają Ci giaurzy (czyli niewierni), którzy niczym psy obszczekiwali moją szkołę twierdząc, iż mistrz Yang to sobie to Tai Chi sam wymyślił i nic ono warte nie jest. Tak, wiem… słaby jestem… wiara we mnie słaba i dopadały mnie czasami niepewności. Jeden Chenowiec niczym Lucyfer szeptał mi do ucha: „patrz… a u nas to wygląda inaczej, a jeśli coś wygląda inaczej niż w Chenie, TO NIE JEST TO PRAWDZIWE TAI CHI!!!” (nie wymyślam, można jeszcze znaleźć w necie te jego dywagacje).

Myślałem, że może ktokolwiek widział inne przekazy, które zawierałyby podobne ćwiczenia. Zadałem nawet to pytanie jednemu ze znańszych europejskich nauczycieli w czasie mojego treningowego wyjazdu do Francji. Ronnie Robinson przerwał mi zadawanie pytania w połowie i powiedział, żebym „dobrze się zastanowił czy na pewno chcę mu je zadać”. Do tej pory nie rozumiem, czym się tak wzburzył.

Minęło już wiele lat. Powyższy temat przestał mi zaprzątać głowę. Zupełnie pozbyłem się potrzeby potwierdzania pochodzenia przekazu mistrza Yang. I nagle teraz, w dobie, kiedy YouTube jest wielką skarbnicą rzeczy durnych i poważnych, trafiłem na film, który w tamtych czasach byłby dla mnie skarbem. Otóż i on.

Wiem, że można się przyczepiać do tak zwanej czwartej formy, ale ogólnie wszystko się zgadza. Pewnie egzaminu na pierwszy stopień mogliby nie zdać, ale oni raczej już ten etap przeszli. Mają to za sobą.

ćwiczenia z partnerem

To krótki film. Jeśli ktoś ćwiczył podwójne pchające dłonie wg. YMAAowskiego przekazu, to rozpozna techniki  wykonywane w pierwszej części filmu. Właściwie gdyby nie to, że ręka nakrywająca łokieć czasami jest dużo bardziej aktywna niż byłem do tego przyzwyczajony, to mógłbym powiedzieć, że to niemal ten sam materiał.

W 1’18” wszystko się zmienia. Czy nie jest to już zgodne ze znanym mi materiałem? Otóż nie. Jeśli przyjrzymy się materiałowi zawartemu w pierwszej książce mistrza Yanga (w Polsce wydanej w takiej żółtej obwolucie, dlatego w skrócie nazywam ją żółtą), to zobaczymy że w rozdziale poświęconym pchającym dłoniom, nie ma sześciu znanych mi technik, a są właśnie te prezentowane w drugiej części filmu.

Jak już wspomniałem po latach fundamentalizmu nauczyłem się, że nie wszystko musi wyglądać identycznie. Że techniki, formy, ćwiczenia rutynowe bardzo często na pierwszy rzut oka wyglądają diametralnie inaczej, a w rezultacie niczym się od siebie nie różnią. Nie potrzebuję już żadnych potwierdzeń, uwolniłem się od jeszcze jednego „demona” Mimo wszystko – miło było odnaleźć podobieństwa.

10 Komentarzy : “Pchające dłonie – takie, jakich kiedyś szukałem” Ależ dyskusja!!!

  1. A propos tajemniczych słów Robbiego Robinsona: on właśnie nie powinien być zaskoczony Twym pytaniem, bo raczej dostrzegał różnorodność konwencji tuoshou u uczestników warsztatu, prawda? Szwedzi ćwiczyli je trochę inaczej niż Nils Klug z Hanoweru albo Aleksiej Galish z Rygi, nie wspominając o naszym Łukaszu. Ta różnorodność wydała mi się wtedy fascynująca i praktyczna. Ale za interpretacyjny strzał w dziesiątkę uznałem słowa Łotysza: „For me these are not pushing hands- this is preparation for fighting” (nie bez kozery jego szkoła nosiła nazwę Draka) 😆

  2. Nie nabiorę się na te kurtuazyjne uśmiechy- mam w mych zbiorach zdjęcie dokumentujące, jak próbujecie sobie urwać łby i połamać kręgosłupy. 😆

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz

%d bloggers like this:
test