Spox.. nie będę pisał codziennie. Tu po prostu nie ma netu. Korzystam z Radkowego gwizdka. Nagawki to miejsce jakie lubię, czyli w zasadzie sam środek niczego. Może nie tak bardzo jak Tamtam, bo jacyś ludzie tu jednak mieszkają. W każdym razie jest ładnie. To nie do końca jest skansen, a już na pewno nie taki jak ten w Sierpcu czy w Chorzowie. To ośrodek konferencyjno – wypoczynkowy stworzony na bazie oryginalnych starych budynków ściągniętych z całej okolicy.
Razem z Danusią mieszkamy w drewnianym dworku, który w naturze stał kilka kilometrów stąd. Odbudowany, zrekonstruowany i odpowiednio w środku przystosowany. Fajny. Jest też leśniczówka, karczma ze Zgierza (w której jadamy), coś co się nazywa plebanią, ale bardziej przypomina kościół oraz dobudowana stajnia (z końmi!!!) i kilka innych budynków. Wszystkie użytkowe (co właśnie różni to miejsce od prawdziwego skansenu). Fajne miejsce na weekendowe wyjazdy treningowe (ale, uwaga dla wiadomo kogo – to zupełnie inny biegun niż Gaj), choć jest tu nieco drogo. Okoliczni mieszkańcy dbają o to, żeby zachować atmosferę skansenu (całe popołudnie rozrzucali dzisiaj po pobliskim polu obornik).


Dwa treningi już za nami – ja poprowadziłem jeden, a drugi – Tomek (nauczyciel Taiji, o którym wspominałem). Ponieważ nie prowadziłem treningu po południu, to poszedłem obejrzeć ten , który prowadził Tomek. Było tam między innymi o zależności pomiędzy oddechem a ciałem i odwrotnie. I trochę Jogi (Jogę prowadziła Anastazja – Ukrainka, która przyjechała z Tomkiem).
Było trochę joginistycznego wyginania się, ale spokojnie – bez łamania sobie kręgosłupa. Co najważniejsze, było w tym dużo oddechu i szukania rozluźnienia. Na szczęście nie wyglądało to tak, jak joga, z którą miałem do tej pory kontakt.
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
nagawki przyjazne treningowi
Ps. W dworku, w którym mieszkamy, w piwnicy jest duża sala z lustrami. Fajna. Obok jest też amfiteatr na 600 osób (!!!) – pod dachem którego poprowadziłem trening i sala kinowa (znałem mniejsze kina w Wawie).
Jak w zieloną noc będziesz walczył w gabinecie luster, nie zapomnij ich pozbijać, a jak w amfiteatrze, przy pochodniach, niech Danusia weźmie nóż, żeby móc przeciąć Ci sznury umazane żywicą i szkłem. 🙂
Coś się da zrobić…