Od czego by tu zacząć… może od Skaryszaka. Dokładnie Park Skryszewski, to chyba największy praski kompleks zieleni. Park z własnym systemem jeziorek i kanałków, nad którymi przerzucono niewielkie mostki. Jest też niewielkie rozarium i kilka fajnych rzeźb. Większość rzeźb datowanych jest na 20-lecie międzywojenne (no, może poza pomnikiem wdzięczności armii radzieckiej – podobno mają go usunąć z głównej osi parku), czyli na mój ulubiony okres, kiedy rzeźba kobiety przypominała kobietę, a nie na ten przykład snopowiązałkę.

Park jest nierozerwalnie związany z historią warszawskich sztuk walki. Otóż właśnie tu odbywały się pierwsze treningi Chuo Jiao Fanzi (jeszcze nie brałem w nich udziału), treningi były wtedy tak przepełnione energią Qi, że ponoć kamienie same latały po parku.
A co ja tam dziś robiłem? Postanowiłem wrócić pośród żywych, tak powoli. Więc raniutko pojechałem do parku (mam teraz świetne połączenie). Pewien czas temu znalazłem info w necie, że ktoś tam robi spotkania treningowe Taiji styl Yang w odmianie Lao Jia. Lao Jia oznacza stary styl – czyli teoretycznie ten sprzed modyfikacji Yang Chen Fu. Pomyślałem sobie, że parkowe zajęcia są dobrym pomysłem na powrót do rytmu treningowego. Według rozpiski, zbiórka o godz. 10:00 przy wspomnianym już pomniku wdzięczności. Siedzę i czekam, ale nie widzę żadnej grupy, więc przez 15 minut obserwowałem patrol policji walczący dzielnie z trzema panami na ławeczce i zdecydowałem się na spacer (pomimo, że panowie mieli przewagę ilościową, patrol nie wezwał posiłków). Taki spacer w ładnych okolicznościach przyrody też dobry.

Myślałem, że może spotkam Kasię, która tu po parku biega, ale chyba było już za późno, bo ona ponoć tylko o rosie, a tu już sucho było. Spotkałem za to Basię – oswojonego rudzielca.

Fajne póki młode, potem z nich coś takiego wyrasta, że wtedy nie opędzisz się byle orzeszkiem, a na pewno nie jednym.

I tak sobie spacerowałem powolutku. Mijali mnie biegacze, masa ludzi z kijkami, dwie panie dyskutujące o otwarciu knajpy w Przemyślu, mijał mnie czas i jedyne co ja mijałem, to drzewa. Gdy nagle… po drugiej stronie jeziorka – moje wprawne oko wyłapało grupkę stojącą w kółku i rozciągającą się. No, jak ktoś stoi w kółku, to musi być Taijilud. Zresztą sami oceńcie.
Skaryszak Lao Jia
Czyli fart mi dopisał. Spokojnie podreptałem na drugą stronę jeziorka. Okazało się, że miałem rację – to oni. Akurat jak przyszedłem, to przyszedł również prowadzący. Grupka była niewielka. Prowadzący, chyba jego asystentka i jeszcze trzy inne osoby, w każdym razie poważnie zwiększyłem liczebność grupy. Wszyscy byli już po rozgrzewce, składającej się podobno z ćwiczeń rozluźniających. Przystąpiliśmy więc do treningu. Były dwie grupy ćwiczeń. Pierwsza na poruszanie się zgodnie z ideą stylu. Było trochę różnic, inaczej ustawiane stopy (w mabu nieco na zewnątrz), brak skręcania bioder i kilka innych mniejszych. Potem trochę na poprawienie ruchomości w biodrach, czyli to, co mnie boli.
W drugiej części zrobiliśmy osiem kawałków brokatu. W nieco innej wersji niż ta, której się uczyłem w YMAA, ale tego jest tyle wersji… podobał mi się teoretyczny backgroud, którym zostaliśmy poczęstowani. Wyszliśmy od Zhang Zhuangu i przez całe ćwiczenie do niego wracaliśmy. To chyba wystarczyło, bo i tak były momenty, kiedy nie mogłem ustać bo mi uda drżały.
Na koniec, po pożegnaniu, część z obecnych zrobiła sobie jeszcze formę.

Ogólnie podobało mi się. Wygląda na to, że to jest takie Taiji, co to poza formą ma jeszcze sporo innych rzeczy. Nie wiem – może na taki trening trafiłem? Formy tu nie było ni grama, a raczej się tylko do niej szykowaliśmy. Więc jeszcze pewnie się w Skaryszaku pojawię.
Fajne te fotki i dobrze, że poszedłeś, i że jeszcze pójdziesz. Learn the gongs, man.. jak mówią.. 😉 Trzeba było podpytać gdzie ta knajpka w Przemyślu, bo lubię to miasto. 🙂
Muszę się tam wybrać, zwiedzić twierdzę Przemyśl… A knajpa pewnie by Ci się nie podobała. Panie mówiły coś o kandelabrach i cały czas powtarzały że w Przemyślu chyba jeszcze za wcześnie na takie knajpy.
Przemyśl spoko, ale od twierdzy fajniejszy park zamkowy. Kandelabry? Po co? Dobre piwo w niewysokiej cenie już tam jest, to może po prostu włoskie espresso za 4zł by sprzedawały i git. 😉
Dziś się przez moment wahałem, czy do Skaryszaka nie podjechać, ale wybrałem Agrykolę. 🙂
W parku Skaryszewskim był dziś dzień Francuski ale rano jakoś bez większych atrakcji. Może wieczorem jakiś mulen rouge występowało.
Szkoda, ze letnie weekendy mam wyjazdowe, ale tak btw. czy jest w W-wie jakas grupa taijiowcow praktykująca gdzies z rana w parku? KO – ja miec blisko parka skaryszewska: dzwonic moja w razie co ;). Ale na serio: poruszalbym sie z ludzmi taijiowo, bo juz dawno nie robilem wielu rzeczy, ktore jeszcze wezma i umkna precz z mej pamieci :). btw 2. palce na zewnątrz w mabu maja uzasadnienie w prawidłowej pracy stawu kolanowego: dopiero po operacji i problemach z chondormalacją dowiedziałem się tego od rehabilitantów 🙂
ja rozumiem przy przysiadach, bo kolano pracuje – w sistiemie jedna z metod rozluźniania czyli przysiad i stopy też pracowały na zewnątrz. Ale kiedy nogi mają być nieruchome bo tylko dają podstawę do pracy tułowia ?
to moja obserwacja „ciała” – nie stawiam stóp równolegle kiedy chodzę, zawsze są lekko odchylone na zewnątrz. Kiedyś razem z Markiem Sz. dostaliśmy burę od Liu, kiedy wychylilśmy się, że jakiś tam ruch w formie wygląda inaczej niż to co robimy w zastosowaniu :). Liu powiedział z miną Bruce’a Lee ;): don’t think feeeeeeel :). Żartuję, ale powiedział dokładnie tak (zapisałem – pisownia oryginalna ze sluchu 😉 ) : „form is just a form, not real fight, even not real life, you make it full” ;). Od tamtej pory podchodzę znacznie swobodniej do róznych wymogów fromalnych 😉
O zastosowania pogadamy już niedługo.. liczę na Twoją obecność. Rutynowe rządzą się innymi prawami. Są skonstruowane tak żeby coś osiągnąć – niekoniecznie w 100% identyczne ruchowo z wzorcem ćwiczenia. Ale jeśli zaniedbujemy wzorzec ćwiczenia możemy nie osiągnąć jego celu.
Przykład z mojego podwórka. Kiedy Marek kazał mi chodzić na po linii ustawiając stopy idealnie w linii. Zapytałem się dlaczego przecież będę stabilniejszy jeśli stanę nieco szerzej.
– Ale jak nauczysz się w trudniejszej sytuacji to kiedy w walce staniesz nieco szerzej, będziesz wtedy jeszcze bardziej stabilny.
W rutynowych nie ma zbyt dużo miejsca na swobodę.
Odpowiem dyplomatycznie 🙂 – i tak i nie. Zależy od etapu nauki. Czym innym jest uczenie początkowe, gdzie trzeba zwracać uwagę na szczegóły, prawidłowe wykonywanie jibengongów itp. , a czym innym – po latach – wykonywanie tych samych rzeczy, z tym, ze mniejszą wagę przykłada się do tego czy stopa odchodzi pod katem 45% w bok czy tylko pod katem 37% ;), bo wazne jest już co innego. Z tego powodu nie lubię zawodów :). Co do zastosowań: z miłą chęcią się spotkam – musimy się dogadać 🙂
Coś jest na rzeczy, bo wszyscy, poza południowcami mówią „pakce lekko do środka” a najczęściej wychodzi lekko na zewnątrz. Nawet inż. Zeng w tym klipie co wrzuciłem mówi najpierw, że te wszystkie zalecenia do mabu to są takie trochę wydumane bo ma być w harmonii z Twoimi indywidualnymi możliwościami, ale w chwile potem dodaje, że stopy mają iść do środka, poczym rozchodzą się lekko na zewnątrz. Myślę, że to tak jak w jeździectwie (sic!) wszyscy wrzeszczą „palce do konia” a to ma iść z bioder, a i tak każdemu wyjdzie trochę inaczej, no ale na nich też tak pokrzykiwali – tradycja zobowiązuje. 🙂
może palcami łatwiej kierować niż biodrami…
Kierować co? Konia? Nie, nie o to chodzi. Kierujesz właśnie biodrami, dupą. Wspomagasz to łydką i wodzami. Palce do środka mają wymusić ową „prawidłową sylwetkę” z piętami do dołu (jak u nas w cuntui), tyle że to jest efekt, a nie przyczyna. Oświecił mnie Michał Choczaj – on ma kung-fu. 🙂
o tym właśnie pisałem… kierując palcami łatwiej jest zbudować strukturę. Jakbyś próbował ją budować bez tego byłoby trudniej
W jedzie konnej nie jest akurat łatwiej, bo się zaraz zmęczysz. Ale nie brnijmy w te hippiczne analogie zbyt daleko. 🙂
…poza tym, krąg krzyku musi zastać zamknięty…
Was? 🙂
Dziecko mnie uświadomiło… mój Ojciec krzyczał na mnie ja na młodego… krąg krzyku musi się zamknąć
Aaaaaa… Konrad musi go przerwać.. Swoją drogą „Krąg krzyku” to dobra nazwa dla koreańskiego horroru. 😉
Cholercia… widziałem kilka japoński horrorów (bez 0.25*40% nie da rady) ale nie widziałem jeszcze żadnego koreańskiego, raz jakiś wojenny o żołnierzu, co ze trzy razy zmienił stronę w czasie wojny koreańskiej.
mogę Ci pożyczyć o potworze z rzeki Han (taka ichniejsza Wisła) jak chcesz..
A w jakiejś ludzkiej wersji językowej? Czy może z napisami… arabskimi…
Jak Konrad przerwie wrzaski pokoleniowe, to czy na pewno mówimy o kręgu, a nie o „lineage” ;)? Przerwiecie linię przekazu – tak umierają style 😉
Jedne umierają, inne się rodzą, a jeszcze inne rodzą na nowo – oto prawdziwa jest tradycja. 🙂
czy mogę cytować? Kilka rzeczy w tej rozmowie mnie zachwyciło.. „W rutynowych nie ma zbyt dużo miejsca na swobodę” oraz „Krąg krzyku musi zostać zamknięty”… Nadają się jako komentarz do wielu, baaardzo wielu sytuacji 🙂
Wszystkie cytaty są Twoje…