Inne widzenie Tai Chi – forma pekińska – Part VIII

Kilka razy naszła mnie taka refleksja: „Czy ja w ogóle powinienem brać się za ten cykl?”. Bo, szczerze, cała ta moja wiedza o Tai Chi i różnych odmianach jest niewielka w porównaniu z innymi, którzy zgłębili ten temat dużo mocniej. Szczególnie, że kiełkuje mi powoli taka myśl (choć przychodzi mi to z bólem), że taki cykl, to by się dało napisać o prawie każdym ćwiczącym z nieco większym doświadczeniem. Bo przecież każdy, kto osiągnął wystarczająco wysoki poziom, widzi to Tai Chi nieco inaczej. I nie ma jednego, prawidłowego schematu i przekazu. A jeśli ktoś Wam tak opowiada, to znaczy, że sam niewiele osiągnął i w ten sposób próbuje utrzymać swoją pozycję.

Więc tak, postanowiłem jednak jeszcze przez czas jakiś pociągnąć to pisanie. I tym razem pokazać coś, do czego mój stosunek zmieniał się poprzez lata.

Pomyślałem sobie, że warto jest przedstawić formę dwudziestoczteroruchową, jako inne spojrzenie na Tai Chi. Bo pewnie wiecie jaki stosunek do tej praktyki ma większość tak zwanych „tradycjonalistów”. A to, że uproszczona, że „komunistyczna”, nietradycyjna, za krótka (!!!), sportowa… i tak dalej. Nawet jeden z moich znajomych instruktorów uczył formy tradycyjnej na „prawdziwych” treningach, a na grupach dla seniorów tej uproszczonej.

Z czego to wynika? Otóż już tak mamy, my, czyli ćwiczący Tai Chi, że praktyka to musi być starożytna, pochodząca od SanFenga, albo jeszcze lepiej, od Żółtego Cesarza. Jakby jeszcze znaleźć przekaz, który twierdzi, że to właśnie oni uczyli Ewę bezszelestnego podkradania się do drzewa złego i dobrego, to może wtedy przestalibyśmy cmokać.

Jak więc ta forma powstała? Jest to wynik pracy Chińskiego Komitetu Sportowego, który w 1956 roku zgromadził czterech znanych nauczycieli – Chu Guitinga, Cai Longyuna, Fu Zhongwena i Zhang Yu – w celu stworzenia uproszczonej formy Tai Chi, jako ćwiczenia dla mas. Niektóre źródła sugerują, że forma została skonstruowana w 1956 roku przez mistrza Li Tian Ji. Nie mnie rozstrzygać.

forma pekińska

O i to jest cały problem, bo zobaczcie jak to jest umiejscowione historycznie? Jest czas, kiedy nie wolno ćwiczyć i wszystko, co tradycyjne jest be. Na tyle be, że płoną księgi, budowle i można dostać czapę. Potem następuje „odwilż”, ale komuniści wcale nie mieli zamiaru wracać do modelu społecznego, w którym żył sobie ktoś, kto jest mistrzem bez nadania partii i ma wokół siebie oddanych mu uczniów. Nie wierzę w to. Prędzej stwierdzono: „Wicie, jo rozumie społeczeństwo musi ćwiczyć, niech majo, ale to my będziemy to kontrolować. Niech myślo, że to od nas, od partii.” Jest to naprawdę tak bardzo prawdopodobne, że już bardziej być nie może.

Więc jak najbardziej przydomek komunistyczna forma jest tu usprawiedliwiony. Że uproszczony? Tak. Twórcy ograniczyli tradycyjne rodzinne formy Tai Chi do dwudziestu czterech pozycji. Ja nawet przypuszczam, że Chińczycy wprowadzili iście sowieckie zachęty dla przynajmniej niektórych mistrzów pracujących nad tą formą. To na owe czasy była norma.

Znalazłem nawet informację, że do ćwiczeń tej formy przymuszano więźniów obozów reedukacyjnych. Już widzę te rozmowy. „Strażnik: Machaj szybciej tym kilofem, bo jak nie to dziś wieczorem godzina Tai Chi” i głos z tłumu: „Och nie, żeby to przynajmniej był Chen”. To czarny humor, ale z chińskich obozów reedukacyjnych innego być nie może. Jedyna prawda w tym jest tylko taka, że faktycznie forma pekińska (nazwa pochodzi od miejsca, w którym swoją siedzibę ma Chiński Komitet Sportu) wyewoluowała z różnych form stylu Yang. Dopiero później ułożono formę czterdziestoośmioruchową zawierającą elementy innych stylów.

czy współczesne formy są tradycyjne

piżamki – nieodłączny atrybut formy dwadzieścia cztery

Choć słowo wyewoluowała jest tu źle użyte. Bo rozwój form/stylów/przekazu, to powolny proces modyfikowania sztuki przez pokolenia mistrzów o nowe koncepcje. To równie powolne przenikanie się różnych przekazów. Tego się nie da zrobić na czyjeś polecenie. A tu, zebrało się czterech i jakiś minister powiedział tak: „Macie tu kanapki, coś do popicia, i jak ułożycie tę formę, to sierżant otworzy drzwi i wypisze przepustki na powrót do domu”. Tak by to w tamtych czasach zrobili Rosjanie. Przyznam, że teraz po latach jest to jedyna rzecz, która mnie od tej formy odpycha.

Bo czy nie da się z niej wydobyć rzeczy pozytywnych? To forma o obszernych, płynnych ruchach, o wysokich i długich pozycjach. Bardzo elegancka praktyka. Można się jej relatywnie szybko nauczyć, jej wykonie zabiera raptem ok. sześciu minut. A tego, nad czym naprawdę pracuje się w Tai Chi nie da się wyplenić ustawą. Jeśli trafimy na nauczyciela, który potrafi nam przekazać ideę ruchu, to będziemy ją praktykować formą dwadzieścia cztery, a jak mamy oszusta, to na nic sto osiem pozycji – i tak nic to nie będzie warte.

Forma ta ma jeszcze jedną zaletę. Otóż stworzono ją także po to, by móc organizować zawody i porównywać ze sobą ćwiczących. Do tej pory to było niemożliwe. Bo jak porównać dwie formy, które często mają jakieś różnice co do tempa i zakresu ruchów? Tu jakaś pozycja jest, tu jej nie ma, tu ruch jest pod innym kątem. Dla ćwiczących (szczególnie w grupie) może być to problem. A tymczasem forma sportowa (inna jej nazwa) przez te wszystkie lata pozwalała wszystkich praktyków uczyć jakiegoś standardu. Bo żaden instruktor nie miał nawet możliwości modyfikować formy (nawet, jeśli ta modyfikacja miałaby sens), bo wtedy jego uczniowie przepadaliby zawodach, a jego szkoła przestałaby mieć rację bytu.

krótkie formy

To spowodowało, że forma uproszczona jest najprawdopodobniej najbardziej rozpowszechnionym stylem na świecie. I ktokolwiek, np. taki mieszkaniec Togo, może przyjechać do Rejkiawiku czy innego (bez urazy) Sępólna, stanąć w grupie i poćwiczyć. A to czy jego praktyka będzie zawierała tradycyjne wartości czy nie, to już nie zależy od żadnego komitetu i żadnej linii partii. W ten sposób ta forma uwolniła się od swojego pochodzenia, a Centralny Chiński Komitet Sportu utracił kontrolę nad swym dziełem.

formy sportowe często zwracają zbytnią uwagę na stronę fizyczno-wizualną… ja nie mówię, nie…

Powstało coś na kształt lingua franca. A że ostatnio zmieniłem zdanie co do krótkich form (doceniłem ich istnienie) i zrozumiałem, że tradycyjność wykonania nie zależy tylko od wiernego odtwarzania choreografii sprzed setek lat, to i ten przekaz już mnie tak bardzo w oczy nie kole. Oczywiście, żeby nie przesłodzić, nie ma czegoś takiego jak odrębny styl, brak tu bowiem chociażby pchających dłoni. Ale spójrzmy prawdzie w oczy. Znakiem naszych czasów jest to, że nawet very tradycyjne style odchodzą od pchających dłoni na rzecz form i zdrowia.

A że forma ma niecałe siedemdziesiąt lat? No chyba w większości zmieniliśmy już jakoś podejście. Pewnie by się okazało, że większość form w tym kształcie jakie znamy, nie jest specjalnie starsza. Bo proszę – oto mistrz Zhai, na zlecenie Chińskiego Stowarzyszenia Kultury Fizycznej Seniorów, opracował formę i co? Nic, już nas to nie drażni. Przyszły zmiany.


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


PS. Istnieje też krótsza forma stylu Yang (dzięsięcioruchowa), która została opracowana na początku XXI wieku. Jest przeznaczona dla początkujących i osób mających trudności ruchowe.

2 komentarze do “Inne widzenie Tai Chi – forma pekińska – Part VIII”

  1. Całkiem niezły wpis. Myślę podobnie do KO.

    Ta obsesja dzielenia csw na komusze i nie komusze jest trochę za sprawą Tajwańczyków (tak mi się zdaje) którzy są/byli przeświadczeni, że po przegranej wojnie stali się przetrwalnikiem tradycyjnej kultury chińskiej, a na kontynencie nie ostało się absolutnie nic wartościowego. Co, wiadomo już, że jest bzdurą. No, ale mieli specyficzną sytuację, która wytworzyła ów syndrom twierdzy, czy jak to nazwać, i fakt odcięcia ChRL od świata oraz trwający kilkanaście lat okres faktycznych prześladowań kultury tradycyjnej (jeszcze na początku lat ’50 chyba nie było tak źle) więc byli w stanie przekonać Amerykanów, że jest jak mówią.

    Ciekawe, że wiele tego upraszczania, standaryzowania, rugowania zabobonów itp itd zaczęło się jeszcze w Chinach Republikańskich. Te wszystkie Instytuty Nankińskie, Długie Pięści, lianbuquany to przecież też jakieś komisje miszczów w trosce o rozwój zdrowego społeczeństwa powstały. Niedawno czytałem fajny artykuł, jak KMT starała się wyeliminować możliwie najwięcej starych wierzeń i zabobonów u Chińczyków chcąc zagospodarować część tradycyjnych świąt na potrzeby państwa (coś jak chrześcijaństwo święta pogańskie) część zakazując (chiński nowy rok był nawet przez jakiś czas zakazny!) i przy okazji ośmieszając tych, co hołdowali starym zwyczajom. Nie posunęli się tak daleko w tym, jak później KPCh (zdaję sobie sprawę z kwestii skali) ale daje do zastanowienia i warto pamiętać przy ocenianiu tej czy innej formy taiji za pochodzenie.

    Odpowiedz
    • Coś w tym jest, ja też byłem kiedyś karmiony opowieściami o tym że najlepszych mistrzów należy szukać poza Chinami, bo wszyscy autentyczni wyjechali.

      Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz