Fotka poniżej pochodzi z dzisiejszego treningu.

Z nas lał się pot, a z naszych wyimaginowanych przeciwników lała się krew. Huk śmiertelnych technik rozlegał się wokół, a ten spał. Trzeba przyznać, że większość treningu szalał między nami niczym diabeł tasmański w kreskówce WB.
Sen sprawiedliwego
Podobny przypadek miałem kiedyś na treningu Taiji. Wziąłem mojego Młodego na trening. Miał się akurat uczyć do klasówki z chemii, więc pomyślałem sobie, że ja poćwiczę, a on się pouczy pod moim czujnym okiem. Tak więc ćwiczymy sobie, ćwiczymy, a Młody leży pod ścianą i wkuwa wzór CH3OH. Tak po kilku minutach jak się skubany zanurzył w książce, to dobudziłem go dopiero na koniec zajęć. Szkoda, że nie mam zdjęcia.
Tak sobie myślę, że oni obaj stosowali jednak jakąś zaawansowaną wersję treningu. Wszak obaj spali snem sprawiedliwego, a wszyscy wiedzą, że (jak śpiewał Kazik) „sprawiedliwy się nigdy nie zachwieje”, a jak wiadomo chwianie się w pozycjach jest bardzo niepozytywnym zjawiskiem.
Idę „poćwiczyć”…. bo już pierwsza w nocy.
Rytm kopnięć uśpił dziecię.. Btw, kto zacz, bo chyba jeszcze nie wnuk? 😉