Następna partia starych fotek pod wspólnym tytułem „Taniec Lwa” (pierwszą część można zobaczyć tu). Tym razem zdjęcia będą pochodzić z Chin. Od razu się trochę wytłumaczę, bo mam wrażenie, że coś pokręciłem totalnie. Wygląda na to, że niektóre fotki z Chin to jakieś występy ze smokiem. Ale ponieważ jestem totalnym dyletantem w tej dziedzinie, to połączyłem te dwie sprawy. Poza tym zdjęcia pojawiły mi się kiedy wpisałem hasło „Taniec lwa”, więc może to ma ze sobą coś wspólnego.
Zaczynamy… To wygląda na najstarszą fotkę z tego całego zestawu. Choć może po prostu jest najgorszej jakości.
Łeb, że tak powiem, klasyczny. Ale tyłeczek to zwykły kawał szmaty na kijach. O tym, że to są Chiny świadczy napis w prawym dolnym rogu. Oglądając tę fotkę zwróciłem uwagę, że „Lew” jest prowadzony trochę nietypowo. Po pierwsze: wysoko nad głowami (do tej pory aktorzy pozostawali w ukryciu), a po drugie „idzie” razem z ludźmi. Więc albo dopiero kierują się na miejsce przedstawienia, albo to jakiś pochód jest.
舞狮 – podpis pod zdjęciem brzmi po prostu lew. Wygląda to tak, jakby ktoś właśnie zrzucił kostium. To chyba najprostsze wyjaśnienie, ale ja wolę myśleć, że ten gościu na pierwszym planie powalił lwa jednym celnym uderzeniem, niczym Ursus byka z Livią na grzbiecie (qrczątko jak to było? To byk czy Ursus miał pannę na grzbiecie?). Zwróćcie jeszcze uwagę na dwie postacie w białych ubraniach. Jedna stoi po prawej stronie naszego bohatera – jej ubranie przypomina mi mundur angielskiego policjanta, a dodatkowo stoi przodem do tłumu, a tyłem do „akcji”, tak jakby pilnował porządku.
Następne fotki pochodzą z Tajwanu. Może to nie Chiny kontynentalne, ale bardzo blisko. Ciekawe czy to lokalna odmiana Tańca Lwa czy też modyfikacja zwyczajów, które pojawiły się wraz z wielką migracją?
A więc dwa lwy – klasycznie. Ale zobaczcie te łby. Szczęki zrobione z dwóch desek. Zębów to to nie ma, ale za to musiało to to głośno kłapać. Cóż za uproszczenie formy – Szajna oglądałby to na kolanach. Zwróćcie jeszcze uwagę na tych dwóch, którzy stoją pomiędzy lwami. Obaj są ubrani w takie same bluzy z napisami na klacie i obaj mają na rękach rękawice, pomimo że widzowie są raczej ubrani lekko. Z prawej strony widać jeszcze kawałek trzeciego uczestnika .
Następne zdjęcia mogę już przynajmniej umiejscowić w czasie. Pierwsze dwa pochodzą z roku 1950.
Tańce lwów i smoków
I znów… moje wyobrażenia trochę się posypały. Myślałem, że jak jeden – to smok, jak dwa – to lwy, a tu są trzy i to najwyraźniej na czele pochodu. Prośba… GeAnde jakbyś mógł w komentarzu napisać co mówi podpis pod fotką. I znów młodzieńcy trzymający lwy ubrani są w uniformy z jakimiś znakami na kieszeniach. Zresztą nie tylko oni. W lewym dolny rogu młody chłopak też ma na kieszeni taki znak.
Zdjęcie z tej samej serii… chyba. Tym razem ewidentnie smok. Zobaczcie inną metodykę animacji – smok jest długi i na kijach. Pokaz jest na placu gruntowym, wśród obłoków kurzu. Zwróćcie uwagę, że na pierwszym planie stoi facet z kijem, ale kij nie służy do animowania smoka. Może to coś za czym ten smok ganiał. Ale chyba nie, bo przecież wszyscy wiedzą, że smoki ganiają za dziewicami, a czy to jest dziewica?
Następne dwie fotki to rok 1957.
Smok wśród tłumu. A jaki wielki! Wrzuciłem te zdjęcia jako fotki z Chin, ale uwagę zwracają łacińskie napisy na szyldach. Ale może to Hong Kong albo Makao.
Fotka też wyskoczyła mi w czasie poszukiwania zdjęć związanych z tańcem lwa. To jakaś forma teatru ulicznego. Jest mnich (po lewej), zając (na dole) i ktoś, może złoczyńca, po prawej. A na środku lew – przygotowany ze zwykłego stołu. Qrcze cóż za uproszczenie środków… Przypomina mi się jak grałem w Romeo i Julii – grałem balkon :)).
Rok 1957 – dwa lwy na czele pochodu, a z tyłu dwie kolumny dzieciaków. Prowadzący znów w koszulkach z identycznymi napisami. Fajne łby lwów takie strasznie plaskate, za to zęby mają jak od dentysty.
Rok 1961 – Zgodnie z moją teorią, jeśli to jest kierowane przez dwóch ludzi, to znaczy że to lew. Ale lwy zazwyczaj występują parami. A ten jest sam i w porównaniu z poprzednimi ma tak uśmiechnięty ryjek, jakby właśnie wracał od lwicy i jej dwóch koleżanek. A reszta zwierza – z czego oni to zrobili, z siana? I ta broda… w tle stogi siana więc mieli mnóstwo materiału do budowy. Więc dlaczego nie zbudowali dwóch lwów? Ten na dokładkę przypomina mi wesołego diabła z pewnego polskiego filmu.
…i inne
1962 – no dobra, koniec lwów. Ale zdjęcie mnie urzekło. Zresztą zawsze kojarzyłem te małe petardy z chińskimi imprezami ulicznymi… no może jeszcze z meksykańskimi (na westernach często takie sceny były, kiedy gringo na dźwięk petard łapał za giwerę). Nigdy bym nie wpadł na to, żeby petardy wieszać na kiju. My wrzucaliśmy je pod nogi lasek i patrzyliśmy jak skaczą.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Na koniec coś specjalnie dla Rodora i Jiuzhizi. Głównych komentatorów tego bloga. Były smoki i lwy, a dla Was chłopaki, tygrysek.
Zobacz pierwszą część – Taniec Lwów I część
Hellou. Podpis pod fotką, o którą KO pyta (jak i pod kilkoma pozostałymi) to tylko info o prawach autorskich. Natomiast na koszulkach noszą napis „shuang lian”, czyli połącenie dwojga, albo podwójne połączenie. Widzę po wynikach w google’u, że to popularna nawa przy różnych towarzystwach dobroczynnych i religijnych. Ze zdwojonym wysiłkiem łączmy serca itp.. Z drugiej strony to złożenie wyrzuca też przy tańcu lwa i tańcu smoka więc może to tego typu nawiązanie.
Na pierwszej fotce jest napis „Yangcheng Wanbao”, czyli „Wieczorna Gazeta Kantońska” (dosłownie Koziego Miasta, bo wg legendy Kanton założyło 5 nieśmiertelnych, co na kozach z nieba spłynęli). 🙂
Dzięki… jak widać na powyższym przykładzie – znając język można wyciągnąć więcej wiadomości niż przez godzinę wpatrywania się w fotki.
Niestety nie znam się na tańcu lwa KOMPLETNIE, więc nic mądrego nie powiem. Niemniej, jak pisałem, wydaje się to być wyczaj głównie południa Chin. Tak więc ci goście z Tajwanu, z lwami a la dziobaki australijskie, to prędzej tzw bendiren, czyli „tutejsi”, znaczy się potomkowie ludności, która od wieków na zasadzie osmozy przenikała z Fujianu po drugiej strony cieśniny. Tam Wushi jest bardzo popularny do tej pory. Sporo kul filmików można obejrzeć.
A tamci bendireni, to jeszcze są mniej tutejsi od autochtonów tajwańskich. Gaoshanów i innych. Jak to zwykle bywa – najpierw ich natłukli a potem przetłumaczyli im biblię i dali pozwolenie na preferencyjne prawo sprzedaży pocztówek na swoich rodzimych ziemiach. Podejrzewam, że owa pani, to właśnie autochtonka. Dziękuję KO, za ugruntowanie mojego wizerunku lubieżnego zboka, który ślini się na widok gołego cycka. 😉
Tu A-Mei – moja ulubiona aborygenka tajwańska:
🙂
„Dziękuję KO, za ugruntowanie mojego wizerunku lubieżnego zboka, który ślini się na widok gołego cycka. ;)” – na to pracuje sie latami 😛 ;), ale, ale…..ughmmm, to mnie KO wymienił na pierwszym miejscu….
Mam wrażenie, że zrobił to, bym nie czuł się samotny. 😉
Ja myślałem, że on (znaczy Ge Ande) doskonale radzi z tym sam i nie potrzebuje pomocy… :>
Fotka była robiona na Taiwanie w latach ’60 – dzieci kwiaty i te rzeczy…
Dobrze znać background, jak widać.. 🙂
Niemniej to nie dlatego, że siedzi w wodzie nago mi się aborygenką wydała, a po twarzy (wiem niewiele widać) i włosach mi się skojarzyło. W sumie -o ile nie okaże się być brazylijską studentką- to dalej może być tajwańską aborygenką. Kto wie? 🙂
no faktycznie widać twarz (!
Kpiarzu.. 🙂
Tak się teraz jeszcze zastanawiam, czy w latach 60 za Czang Kaj-Szeka takie przyzwolenie było na latania na golaja, ale ktoś ostatecznie zrobił to zdjęcie, więc może gdzieś w górach był większy luz.. 😉
To była bardzo amatorska sesja, pewnie na użytek własny. Wybrałem najlepsze – spodobała mi się gra światła na wodzie 😉 – reszta fotek jest kiepska. Taką erotykę uprawiano prywatnie od zawsze. Kiedyś trzeba było umieć malować a od kiedy powstały aparaty mógł to robić każdy kogo było stać na aparat i modelkę.
KO, patrz: http://pl.korean-culture.org/navigator.do?siteCode=null&langCode=null&menuCode=200909240002&action=VIEW&seq=52759
” Podczas kolejnych zajęć omówione zostaną najważniejsze gatunki teatralne, obejmujące: obrzędowe widowiska wiejskie, nurt tanecznych widowisk maskowych, przedstawienia kukiełkowe, TAŃCE LWÓW oraz teatr p’ansori” 🙂
Qrcze, akurat środa. Bo, może bym się wybrał. Obrzędowe widowiska wiejskie – może będzie wywlekanie nierządnicy albo coś w tym stylu.
Jakby się ktoś wybierał to zamawiam relacje!
Jak będzie palenie dziada, zgłoszę się na ochotnika. 😉
BTW zgłosiłem udział. O tyle fajne, że jak się załapiesz, to z automatu masz udział w kolejnych spotkaniach cyklu.
Kul – pamiętaj zamawiam relacje z Tańca Lwów.
Czytałem, że to będą warsztaty z udziałem publiczności, jeśli tak – będziesz odgrywał scenki rodzajowe z tymi panienkami z kocimi uszkami na czapkach. Faaaarciarzu…
Trochę się waham, bo kazali mi jakiś formularz wypełnić. Brakuje tylko pytania o PIT-40 za rok 2009 i odcisku siusiaka na papierze milimetrowym..
milimetrowym??? zwariowali…
Rozumiem, że chodzi o precyzję pomiaru. I tak miałem Cię prosić o pożyczenie odcisku, żeby zrobić lepsze wrażenie. 😉
U nas też się tańczy na ulicach (-; http://www.youtube.com/watch?v=QitzTknggnI
Czy na 1:30 to hotel? – nie pomnę jego nazwy…