Grzebiąc z nudów w komputerze, będąc tak już pod koniec internetu, znalazłem ofertę sprzedaży książki. Zainteresowała ona mnie z kilku powodów. Po pierwsze – w tytule miała słowa „Practical Application”, po drugie – została wydana w 1947 (70 letni wolumin), a po trzecie – kosztowała tylko 25 PLN. To nie jest wielki wydatek, a że jestem teraz trochę uwiązany w domu, to postanowiłem sprawić sobie odrobinę przyjemności i zakupić to dzieło.
Już po kilku dniach miałem książkę w ręku. Pięknie wydana, szyta, z twardą oprawą obciągniętą płótnem, ze złoconymi napisami (!!! – kiedyś to potrafili wydać książkę). Format A5/184 strony i tylko papierowa obwoluta lekko naddarta. Książka wydana w Shanghaju. To prawdopodobnie pierwsze wydanie, szkoda tylko, że bez autografu autora :).
Chen Kung
Pełen tytuł książki brzmi: „TAI-CHI CHUAN. Its Effets and Practical Application”, a jej autorem jest Yarning K. Chen. I tu się zaczęło poszukiwanie, bo lubię wiedzieć coś więcej na temat kupowanych przedmiotów. Problem polegał na tym, że na temat autora znalazłem tylko jedną informację – że był autorem książki. I dopiero po przekopaniu się przez kilkadziesiąt stron trafiłem na wiadomość, że autor posługiwał się też innymi nazwiskami. Tak naprawdę nazywał się Chen Kung, ale znany był też jako Chen Yen-lin (1906-1980). Dlaczego zmieniał nazwisko? Przypomina mi się tylko taki wic… „Facet mówi: Kiedy dowiedziałem się, że moja dziewczyna jest w ciąży, natychmiast zacząłem myśleć o imieniu… wybrałem Juan i wyjechałem do Meksyku”. Nie wiem, może w jego przypadku było inaczej?
Ale skąd się wzięła ta książka? Otóż Chen Kung w 1930 roku był zaawansowanym uczniem Yang Chen Fu. Pewnego dnia poprosił swojego mistrza o wypożyczenie na jeden wieczór rodzinnych rękopisów. O dziwo Yang Chen Fu się zgodził. Ja tam swoich rękopisów nie pożyczam. Pewnie dlatego, iż wiem, że są guano warte… Ale wracając – pretekstem wypożyczenia rękopisów była chęć lepszego zapoznania się z materiałem, w celu poprawy praktyki.
złodziej wiedzy
Nikt nie spodziewał się, że w przeciągu jednej nocy można w jakikolwiek sposób „ukraść” wiedzę. Ale Chen Kung był bogatym kupcem więc zatrudnił siedmiu sprawnych kopistów, którzy przez noc skopiowali cały materiał. Początkowo nikt nic nie wiedział, ale dwa lata później wybuchała afera… Chen Kung zniknął, zmienił profesję (czyli jednak z tym Meksykiem coś mogło być na rzeczy) i został lekarzem medycyny chińskiej. W tym czasie w fachowych czasopismach zaczęły się pojawiać różne fragmenty rękopisów. Rodzina Yang jeszcze wtedy nie wiedziała gdzie nastąpił wyciek. Aż do roku 1943, kiedy to całość skopiowanych tekstów pojawiła się w formie książkowej (*1). Rodzina Yang wyparła się wszystkiego i wydała komunikat, że to fałszerstwo. Nie mniej jednak niedługo potem sami wydali niewielką książeczkę mówiącą o pryncypiach Tai Chi.
Cóż… może Chen Kung okazał się zdradzieckim tudim (*2), ale dzięki jego piractwu jakaś wiedza przetrwała. Czytałem, że w czasie rewolucji kulturalnej rękopisy Yangów spłonęły. Może jego czyn choć częściowo uratował tę wiedzę, albo chociaż wymusił jej ujawnienie w postaci książki rodziny Yang.
Ale wróćmy do książki, którą mam przed sobą. To pewien wyciąg z „oryginalnej” książki Chen Kunga (on sam nie znał angielskiego) – nie zawiera wielu ciekawych tekstów. W zamian za to posiada inne. Czy oryginalne? Nie wiem… ale według mnie raczej nie wszystkie.
Its Effets and Practical Application
Czy książka mnie zainteresuje? Częściowo tak. Zawiera krótki rozdział o zastosowaniach (bez rysunków) więc dużo sobie po nim nie obiecuję. Interesująco wygląda rozdział o wpływie Tai Chi na psychikę ćwiczącego (*3) oraz o korelacjach treningu i moralności (*4). Jest też spora część mówiąca o technikach z partnerem. Będzie zatem trochę materiału do przeczytania.
Przy okazji okazało się, że już o Chen Kungu kiedyś pisałem. Przy okazji pisania o formie podwójnej (o tu) wrzuciłem tam też fotkę Chen Kunga (opisałem go imieniem Chen Yan Lin) w towarzystwie mistrza Jou Tsung Hwa. I tu dochodzimy do pewnego wniosku. Otóż mistrz Jou Tsung Hwa korzystał z nauk Chen Kunga (po prawdzie, to chyba bardziej jego syna), natomiast Jou Tsung Hwa oraz Yang Jwing Ming byli dobrymi znajomymi (*5). Ile wiedzy pomiędzy nimi przepłynęło? Ile z tego próbowano mnie nauczyć i nic nie skumałem? Nie wiem i pewnie nigdy się już nie dowiem.
PS. Książkę można kupić już od 5 dolarów (plus koszty wysyłki) więc nie zrobiłem wielkiego dilu, ale i tak jestem zadowolony. Mój egzemplarz jest za to ładny i naprawdę pochodzi z 1947 – ma więc 70 lat (!!!).
PS II. Nie wiem czy to przypadek, ale po angielsku nazwisko autora traktowane jako czasownik oznacza -opowiadać długą lub nieprawdopodobną historię (tell a long or implausible story).
*1 Pełny tekst tej pozycji znajdziecie pod tym adresem TAIJI COMPILED: THE BOXING, SABER, SWORD, POLE, AND SPARRING
*2 Tudi – czyli po chińsku uczeń
*3 O dziwo, aż dwa rozdziały pod tym samym tytułem.
*4 Tu się z autorem nie zgadzam… znam trochę polskie środowisko ćwiczących i wiem, że znajomość formy nie zawsze przekłada się na uczciwość w życiu. Czasami legenda ticzera miękkiej sztuki kultywowania zdrowia powoduje zachowania dalekie od moralnych. Czyż „kradzież” rękopisów nie była przypadkiem czynem nie do końca moralnym?
*5 W czasie swojego ostatniego pobytu w Polsce mistrz Yang Jwing Ming opowiadał o swoich kontaktach z mistrzem Jou Tsung Hwa.
Kul zakup! Wydaje mi się, że jedną książkę jego autorstwa już masz. Tę po chińsku, która jest współczesnym przedrukiem oryginału z bodaj 1949 roku. Pamiętasz, kij, szabla, sanshou z kupą rysunków? Nazwiska nie zmienił. Cały czas nosił nazwisko Chen (dokładnie takie samo jak Chen shi taijiquan) tylko używał również drugiego imienia, co nie jest specjalnie w Chinach dziwne i niespotykane 🙂 Zwłaszcza drzewiej. Che Yanlin (陳炎林) to jego właściwe nazwisko i imię, Chen Gong (陳公) to -jak czytam teraz na necie- jego imię honoryfikatywne czy tytuł honorowy, którym się do niego zwracano (znamienity był, albo strasznie napuszony;) ale może był to jego pseudonim pisarski? Ponoć pisał książki pod dyktando swego nauczyciela – Tian Zhaolin (田兆麟) a więc mamy już historię alternatywną wydarzeń 😉
A, kurcze, najbardziej kul miał angielską wersję imienia: Yearning K. Chen 🙂
Fuk, ślepy jestem :)) Sorry, KO. Możesz usunąć dwa ostatnie komentarze 🙂
Nie wiem czy to była angielska wersja. Wrzuciłem to w google translations bo mi tak z angielska brzmiało. Myślisz że trafiłem?
To okładka jego książki… ale to jest tom piąty. Myślisz że to co ja mam to wszystkie pięć tomów w całości?
Chodziło mi o to, że publikował pod imieniem Yearning 🙂 NIe mam pojęcia, co ma KO. BTW szkoda, że fotka okładki we wpisie nie da się powiększyć.. Poza tym myślę, że wiedza pięciu tomów, wiedza o całym taiji, wiedza ezoteryczna tego świata i tajemnica Tiahuanaco kryją się w garniaku Jou Tsung Hwa 😉
To zdjęcie z Shangaiu które umieściłem powyżej to taka rodzinna fotografia. Tian Zhaolin jest w drugim rzędzie od dołu i drugi od prawej. Chyba już wtedy na takie fotki były ważne –
coś jak dyplom na trzeci pasek. Ważne jest też miejsce gdzie ludzie stoją. Chen Gong (rozumiem że znów pomieszałem transkrypcje) jest dość daleko od mistrza,
Na zdjęciu z baishi w 2007 też jestem daleko w tyle za mistrzami a łbem waliłem jako pierwszy :>
nie masz parcia na szkło… znam takich co zawsze się ustawiali tak żeby nie dało się ich wyciąć.
fajnie byloby trafic na polski odpowiednik kodeksu wallerstein, moze spisany przez Dlugosza albo Zawisze i byloby wiadomo dlaczego wygralismy pod Grunwaldem
a koniecznie chcesz bawić się w rekonstrukcje? to jest dobre i autor znamienity
https://www.sportowo-medyczna.pl/biomechanika-judo-p-4548.html
I Biały i Niebieski padli trafieni strzałami – to mądra książka 😉
🙂 to alegoria prawdy mówiącej że w walce nie ma zwycięzców
sa tylko gorzej trafieni
No, nie powiem. Zakup naprawdę mogący dać dużo satysfakcji. A czy można prosić o zamieszczenie kilku fotek / rysunków z rzeczonej knigi?