Jest taki hicior tych gości z zespołu ABBA, z nocą w Bangkoku w tytule. Jednak to z Tai Chi nie ma nic wspólnego. Tak mi się napisało, by się pochwalić znajomością rynku muzycznego i lepiej pozycjonować ten tekst.
Czasami przeglądam filmy, które proponuje mi YT. Zazwyczaj jego propozycje opierają się na popularności wyboru większości oglądających, ale czasami trafiają się tam perełki. Tym razem pojawił mi się film z jakichś ulicznych pokazów.

Początkowo zainteresował mnie ze względu na napisy, które zauważyłem w tle. Alfabet sugerował, że rzecz nie dzieje się w Chinach. Zgodnie z opisem klip prezentuje pokaz zorganizowany właśnie w tytułowym Bangkoku. Dodatkowo, sprytnie przetłumaczyłem sobie jeszcze translatorem napis z transparentu. Wynikało z niego, że nagranie pochodzi z jakiegoś ewentu ze słynnego parku Lumphini. Dla stolicy Bangkoku to takie samo miejsce jak dla nas Pole Mokotowskie. Niestety niewiele więcej można się dowiedzieć z opisu filmu. Jego, jak mniemam autorka, napisała tylko, że prezentujący to mistrz Song i że jest to forma pochodząca bezpośrednio od Yang Lu Chana.
Do tych wieści to trzeba podejść trochę z rezerwą. Wiemy, że Chińczycy lubią powoływać się na długoletnią tradycję. Im bardziej tradycyjny przekaz uda im się na drzewie genealogicznym wykazać, tym lepiej. To ma niby świadczyć o jakości przekazu. Bo to niby dobrze już było, a potem następowała tylko degrengolada i upadek wartości. Często słyszałem ten argument od Chenowców… czasami w żartach, a czasami na poważnie. „Jakby Yang Lu Chan nie zmienił, tobyś coś porządnego ćwiczył” – mawiają. W zasadzie mówią to ludzie, którym taki np. Chen Fa Ke sporo pozmieniał… ale co ja tam mogę wiedzieć?
Do brzegu. Dlaczego film mnie zainteresował? Właśnie ze względu na to, że jest to przekaz wywodzący się spoza Chin. Nie mam nic do zarzucenia chińskiemu mainstreamowi, ale… właśnie, jest to coś, co możemy nazwać głównym nurtem. Poza nim istnieje jeszcze inne życie. Bo zobaczcie, dlaczego przyroda Australii jest taka ciekawa? Właśnie dlatego, że ten kontynent dawno temu odłączył się od „głównego makro-kontynentu” i rozwijał się trochę „po swojemu”. Myślę, że w przypadku Tai Chi jest podobnie. Dlatego te przekazy rozwijające się w chińskich diasporach mogą być nieco inne. Wydaje mi się, że może tu wystąpić pewna paralela do rozwoju gatunków zwierząt na mniejszych, odciętych wyspach. W takich warunkach zwierzęta zmieniają się wolniej, są bardziej „oporne” jeśli chodzi o zmiany. Choć z drugiej strony… Nie wiem, tu by trzeba było pogadać z jakimiś etnografami.
Co widzimy na filmie? Nie do końca wiem. Bo to jakiś pokaz jest. Więc po pierwsze: nie musi być jakaś kanoniczna forma, tylko jakiś mix do pokazywania. Po drugie: jako że pokaz, to ćwiczący mógł się bardziej skupiać na kwestii wizualnej niż na szczegółach technicznych. Widać, że struktura formy jest mniej więcej zachowana. Tylko że gdy już się orientuję jaką technikę gość robi, to on nagle dokłada kilka technik, których nigdy w żadnym wykonaniu nie widziałem (np. te łokcie w 4:39). Widać też sporo drobnych krążeń, które mi przypominają nieco styl Chen. Oczywiście ciężko jest ocenić jakość tylko na podstawie filmu. Wizualnie jest to widowiskowe. Są (zarzucone przez Yang Cheng Fu) zmiany tempa. Są też zmiany wysokości postawy, które obecnie w stylu Yang są raczej rzadkością.

Kogo widzimy na filmie? Ćwiczącym jest nauczyciel Song Narongchai — chińczyk mieszkający w Tajlandii. Wiem o nim tylko tyle, że naucza w Bangkoku w parkach Luphini oraz Saran Rom. Nie jest specjalnie znany na świecie, ale ostatnio dochodzę do wniosku, że to wcale nie jest najważniejsze. Jeśli ktoś z Was będzie kiedyś w Bangkoku, to będziecie wiedzieć, gdzie można znaleźć ciekawe Tai Chi. Proszę wtedy o kontakt.
Właśnie chciałem napisać, że nie umiem szukać po tajsku, ale spróbowałem. Wpisałem w google frazę „ไทเก๊ก พาร์ค สราญรมย์” i znalazłem więcej materiałów o tym nauczycielu. Na przykład coś takiego:
fragment lekcji kilka lat później (park Saran Rom)
Myślę, że lubi uczyć i że ma z tego masę frajdy. Co jeszcze o nim wiem? Według internetu Tai Chi uczył się w Pekinie, gdzie jeździł w poszukiwaniu dobrego Tai Chi. Jego nauczycielem był Li Sun Por,uczeń Yang Lu Chana i Yang Shou Ho (ale tego nie zweryfikowałem). Pan Li już nie przyjeżdża do Bangkoku ze względu na wiek, ale zastąpił go jego uczeń, pan Jian Lin. Następca przyjeżdża do Tajlandii raz do roku, na miesiąc. Fajnie mają. Pan Song Narongchai uczył się też od innych nauczycieli. Byli to Dong Hu Ling (z tych Dongów?) i Gang Sou Zhou (styl Cheng Man Ching). Ma za sobą już ponad sześćdziesiąt lat praktyki. W samym Bangkoku jest ośmioro nauczycieli pochodzących z tej linii przekazu. Znalazłem w necie takie zdjęcie.

Czyli jednak ta teoria o odciętej wyspie i przywiązaniu do tradycji wywiezionej ze starego kraju poszła się paść. Nie będę już zmieniał tekstu, niech zostanie na wsze czasy jako symbol mego nieznaniasię. Jeszcze raz, jeśli ktoś z Was będzie w Bangkoku poszukajcie, popatrzcie, a jeśli ktoś posiedzi tam dłużej, to może warto spróbować pouczyć się? Treningi odbywają się pomiędzy 7:00 a 9:00 i kosztują 300 BTH miesięcznie. Choć ta ostatnia informacja wydaje się wręcz niewiarygodna (300 BTH to 35 PLN). Może być fajnie: palmy, muza i Tai Chi z rana jak śmietana.
A nawet jeśli by się ten styl Yang nie okazał wystarczająco koszerny, to w parkach Bangkoku jest dużo ofert porannego treningu. Jest nawet jakiś przekaz Tai Chi Wu/Hao.
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział. Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję, że rozważasz wpłacenie datku na mój projekt.
Zbieram fundusze na wyjazdy treningowe do mistrzów mieszkających w Azji. Zamierzam studiować Tai Chi i Pchające ręce, by móc je później praktykować i przekazywać dalej tu w Polsce.
Każda, nawet najmniejsza wpłata, przybliży mnie do tego celu. Będę za nią bardzo wdzięczny.
Gość jest silny. Podoba mi się. Jedź, KO. Nagracie Bangkok Dangerous 2. Położysz Songowi rękę na ramieniu i powiesz w dialekcie Chaozhou (napisy polskie u dołu): „Przyjacielu, czas zabrać tai chi z Parku Lumpini na stadion..”
:]
Fajnie by było wyjść z siebie i ćwiczyć wszystko co fajne. Może kiedyś przejazdem wpadnę złożyć uszanowanie.
BTW, przypomniało mi się, że w Bangkoku jest też chuojiao, ale gość nie pije piwa ;p
Przerąbane