Wykidajło…

Jeden z ulubionych filmów mojego ojca, z jego ulubionym aktorem czyli Patrickiem Swayze. Był akurat wczoraj w telewizji. Nie jest to jakieś wielkie dzieło (2834-ta pozycja w światowym rankingu), ale darzę je sentymentem – pewnie przez wzgląd na ojca. Miał ten film nagrany na VHS i katował go dość często.

Pokrótce zacytuję opis filmu za FILMWEB’EM

Dyskoteka „Double Deuce” w miasteczku Jasper jest obskurną knajpą opanowaną przez gang Brada Wesleya. Jak powiadają, w knajpie co noc zmiatają z podłogi gałki oczne. Tilghman, właściciel dyskoteki, nie radzi sobie z brutalnymi gośćmi i wynajmuje znanego wykidajłę. Dalton, filozof i mistrz karate, jest spokojny i uprzejmy, gdy wkracza do akcji, wymierza sprawiedliwość z bolesną skutecznością.

dwóch knajpianych bramkarzy-filozofów

To taki bardzo mądry opis. Dla mnie jest tak… Młody, szybki w pięściach, po przejściach, a jakże, przyjeżdża do małego miasteczka, gdzie poznaje blondynę  z dużymi… aspiracjami. Potem jako sprawiedliwy wdaje się w konflikt z gangsterami (oczywiście szef gangu i blondyna swojego czasu… no wiecie, często razem czytywali Kanta). Na chwilę traci blondynę, która widzi jak on zabija niedobrego gościa, potem traci przyjaciela (następny aktor, którego lubię, bo fajnie grał pobitych 🙂 ) i kiedy jest już bardzo źle, to się wkurza – zabija niedobrych, odzyskuje laskę i tylko kumpel nie wstaje z grobu.

Patrick Swayze

W filmie jest jeszcze pewien smaczek. Otóż w jednej ze scen Patrick Swayze udaje, że ćwiczy Tai Chi.

ale klatę miał – marzenie

Krótka scena, ale wystarczyła, by po śmierci Swayze’go napisano, jakoby był popularyzatorem Taiji. Prawda była taka, że facet był dobrym tancerzem, bardzo sprawnym fizycznie, dodatkowo po specjalnym treningu sztuk walki na potrzeby filmu. Jako zawodowy tancerz nie miał żadnych problemów z zapamiętaniem prostego układu choreograficznego, pokazali mu Tai Chi, a on je powtórzył i to tyle. Dobrze przynajmniej, że nie poszedł za przykładem Stevena S. i nie stworzył swojej linii przekazu. A jeszcze jedno – podobno zawodowi oglądacze dostrzegli, iż w czasie „wykonywania formy” na ciele aktora widać cienie ekipy filmowej. Ja ich nie widzę.

hmm… i jak to szło?
muskulaturę miał niezłą

1

Organizuję wyjazd treningowy do Chin (Guangfu 2024).
Jeśli podoba Ci się moja działalność – możesz mi pomóc rozwijać moją pasję! Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


0 komentarzy do “Wykidajło…”

  1. Eee tam Patrick,widziałem parę filmików z Dawidem Carradine uprawiającego Tai Chi. Bruce Lee to się chyba w grobie przewraca 🙁

    Odpowiedz
  2. Teraz obejrzałem klip i widzę po sylwetce, że qi na pewno nie zeszło mu do dolnego dantian, ale wąż w trawie wyszedł mu nie najgorzej. Czy to był dubler? 😉

    Odpowiedz
    • Tak, nawet wygrywał jakieś zawody w Cza Czy, ale mimo wszystko nie był zawodowcem. Myślę że trening SW przekłada się na taniec dużo lepiej niż taniec na SW. Czyli Bruce ćwicząc SW miał większą szanse stać się dobrym tancerzem niż Patric ćwicząc taniec dobrym fajterem.

      Odpowiedz
  3. „Jeden z ulubionych filmów mojego ojca, z jego ulubionym aktorem czyli Patrickiem Swayze. Był akurat wczoraj w telewizji. Nie jest to jakieś wielkie dzieło (2834-ta pozycja w światowym rankingu), ale darzę je sentymentem – pewnie przez wzgląd na ojca. Miał ten film nagrany na VHS i katował go dość często”.

    Wow! Dzięki za wspomnieniowy wpis.
    KO, potrafisz działać na emocje (-:
    Pamiętam ten film doskonale. Oglądałem go ze znajomymi na jednym z pierwszych odtwarzaczy VHS w mieście. To były czasy mojej przygody z tak zwanym bramkowaniem na dyskotekach. Hmm, nie rozpiszę się na poważanym blogu w kwestii szczegółów. Wspomnę tylko, że onegdaj umiejętności w tańcu Cza Cza nie gwarantowały optymalnego bezpieczeństwa (-;
    Dobrze, że posiwiała mi broda i pewne kwestie mam za sobą…
    Ufff. Taiji jest (obecnie) the best (-:

    Odpowiedz
  4. Tak na video tego było wtedy multum,również filmów o kung fu. W kinach też leciało parę perełek ,,Mistrzyni Wu Dang” ,,Karatecy z kanionu żółtej rzeki” 🙂

    Odpowiedz
      • ,,Hong gil dong karate mistrz” na nim nie wytrzymałem do końca seansu 🙁 Nigdy mi nie wyszło zakręcanie dookoła drzewa w wyskoku,jak na tym filmie.To chyba przez niski poziom umiejętności,ale cóż może jeszcze wszystko przede mną 😉

        Odpowiedz
        • Były też rosyjskie filmy o mistrzach sambo… ale nie pomnę tytułu i nie mogę nic znaleźć a szkoda… był szokujący. Cały film szli szukając dobrego miejsca na śmiertelny pojedynek a jak znaleźli miejsce to film się skończył a w ostatniej scenie wyły wilki.

          Odpowiedz
  5. Patrzę tak na ludzi wpisujących tu komentarze ,a może by tak jakiś zlocik kungfiarzy,taki nieformalny(bez tworzenia organizacji bo to już było i nie wyszło) na luzie trochę potrenować,trochę podyskutować,w tle stare filmy kung fu w wersji HD,a wieczorem ognisko i konkurs na najlepszy okrzyk bojowy 😉

    Odpowiedz
  6. No to dawam (-;
    Próbowałem już coś wkleić. Post nie przeszedł przez moderowanie (cenzurę?). Zatem zaniechałem i spróbuję z innej beczki.
    Cza cza, raz dwa trzy. Cza cza, raz dwa trzy.
    Te zdania zalegają w moim hipokampie od lat 70 – tych. Byłem wówczas kolonistą w pewnej podgórskiej miejscowości. Najprawdopodobniej wówczas po raz pierwszy odkryłem w sobie potencjał do walki ze społeczną niesprawiedliwością.
    Cza cza, raz dwa trzy. Cza cza, raz dwa trzy.
    Opiekunem mojej grupy był psycholog. Wymyślił sobie, że nauczy nas w wolnym czasie tańca. Jednak rówieśnicy miast podrygiwania preferowali haratanie w gałę.
    Perswazja wychowawcy osiągnęła punkt krytyczny. Były szantaże, groźby, może i podsłuchy (-;
    Z czasem zintegrowałem kolektyw i stanąłem na czele ruchu oporu. Napisałem porywającą pieśń, którą intonowałem z całą grupą podczas „ciszy” poobiedniej (bo śpiewać każdy może). Stało się niemożliwe. Psycholog odpuścił, nie kazał nam już dreptać w takt monotonnego rytmu. Potem wyznał, iż od początku turnusu wydałem mu się podejrzany i miał mnie na oku.
    Podobnie było z moim bramkowaniem. Choć nie omijały mnie „przepychanki” z gawiedzią – miałem z nią kilka utarczek, to nauczyłem się zawiadywać watahą stosując techniki socjotechniczne.
    Ale dość o tem. We wspomnieniach nadal wracam do koloni letniej i pierwszej bezkrwawej rewolucji.
    Cza cza, raz dwa trzy. Cza cza…

    Odpowiedz
  7. „Patrzę tak na ludzi wpisujących tu komentarze ,a może by tak jakiś zlocik kungfiarzy,taki nieformalny(bez tworzenia organizacji bo to już było i nie wyszło) na luzie trochę potrenować,trochę podyskutować,w tle stare filmy kung fu w wersji HD,a wieczorem ognisko i konkurs na najlepszy okrzyk bojowy”

    Nie powiem, takie spotkanie to pierwszorzędny pomysł. Będzie można przyjść, kulturalnie spędzić czas, popatrzeć w telewizor.
    To pierwszorzędny pomysł.
    Ale ja już się nie nadaję. 40 lat minęło… )-:

    Odpowiedz
  8. He he, a ja to myslisz ile mam 😉 Zresztą okrzyki bojowe można wydawać w każdym wieku,no nie długo to nam tylko pozostanie 🙂

    Odpowiedz
  9. Nad morzem? Mam wrażenie jiuzhizi, że Ciebie już nad Bałtykiem spotkałem (-; Nie wiem czy można bezkarnie wklejać linki, najwyżej KO zlikwiduje


    Zerknij na fotki z 30 kwietnia 2011 (ten gość z brodą).
    (-;

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz