Poniżej przedstawiam krótki wyciąg z dłuższej rozmowy z Tomkiem Nowakowskim, nauczycielem Taiji i Qi Gong mieszkającym na stałe w USA i tam prowadzącym swoją szkołę. Rozmawialiśmy głównie o jego nauczycielach, o jego doświadczeniach, o tym po co ćwiczymy i ogólnie o wielu rzeczach.
KO : Jak to jest z Twoją praktyką – oddech dla Taiji czy Taiji dla oddechu ?
Tomek : Oddech jest narzędziem do pracy z umysłem. A moim celem jest właśnie praca z umysłem. Lubię obserwować jak proste ćwiczenia oddechowe wpływają na stan umysłu. Jak są w stanie wyciszyć umysł, delikatnie spowolnić jego pęd. A Taiji ? Jest drogą życia, jest sposobem na lepsze życie.

KO : Jak dobierasz swoich nauczycieli ?
Tomek : Obserwuję ich. Co robią? Jak żyją? Jak chodzą? Zwłaszcza to, jacy są poza salą treningową, poza swoją praktyką, wtedy kiedy nie uczą. W drugiej kolejności na to, czego uczą i jak to jest połączone z ich życiem.
KO : Ćwiczyłeś u Wiliama C.C. Chen’a, jego nazwisko jest znane w Polsce z łączenia Taiji z boksem. Czy miałeś możliwość tego spróbować ?
Tomek : U niego osobiście, to praktycznie nie. Ale często u jego uczniów, albo mi coś demonstrowali, albo trochę razem ćwiczyliśmy. To łączenie Taiji i metodyki bokserskiej jest jednym z kierunków rozwoju Taiji. I to takim, który ma jakąś przyszłość. Dla Wiliama C.C. Chena jest to umiejętność, którą zna od bardzo praktycznej strony. Teraz bardzo mocno w tym kierunku rozwija się jego syn. Startuje w zawodach Sanda.
KO : Miałeś, jak na polskie warunki, wielu nauczycieli Taiji. Który miał na Ciebie największy wpływ?
Tomek : Chodzi o nauczycieli Taiji? Bo jeśli chodzi o Qi Gong to są nauczyciele w Chinach. Ale w Taiji, to Amerykanin niemieckiego pochodzenia – Herman Kauz. Ćwiczy i wszystko demonstruje w postaci zastosowania.
Dla niego najważniejsze są pchające dłonie jako medytacja.
Pan Kauz od 20-ego roku życia ćwiczył najpierw Judo i robił to na wysokim światowym poziomie. Potem ćwiczył Karate i w tym też zaliczał się do czarnych pasów. Karate uczył się w Japonii i potem pogłębiał tam swoją wiedzę. Następnie spotkał w Stanach mistrza Chen Man Chinga i porzucił to wszystko, by ćwiczyć Taiji.
Tomek Nowakowski
Trudno było znaleźć pana Kauza. On się nie ogłasza, nie reklamuje. Kiedy już do niego dotarłem okazało się, że prowadzi zajęcia z pchających dłoni przy jakiejś zupełnie innej szkole Taiji, niejako na doczepkę. Zobaczyłem starszego pana, który wysiadł z samochodu i poruszając się o lasce przyszedł na zajęcia. To była scena jak z „Ghost Dog’a”, tam gdzie ten starszy ledwo idący bezdomny nagle „młodnieje” i załatwia dwóch napastników. Pomyślałem sobie „nie, to nie dla mnie, szukam czegoś bardziej realnego”, ale okazało się, że kiedy z nim poćwiczyłem – robił ze mną co chciał. Mówił mi „… za dużo siły…”, a ja myślałem „gdzie za dużo?! Jeszcze nie zacząłem!”
On zwraca uwagę na to, by pchające dłonie nie były rywalizacją. Rywalizując wyrabiasz sobie inne umiejętności, rozwijasz przede wszystkim napięcia, zupełnie zbędne napięcia. W tej praktyce to zupełnie do niczego nie prowadzi.
KO : Planujesz uczyć w Polsce?
Tomek : Jestem tu przelotem, na stałe mieszkam w USA… trochę w Azji. W Polsce jestem od czasu do czasu, ale jak będę następnym razem to się odezwę.
KO : Liczę na to.