Tytuł brzmi niemalże jak słynne „Jak kozacy grali w piłkę” (kto nie oglądał, to marsz na Youtuba), ale zaraz wyjaśnię skąd się to wzięło. A było to tak…
казаки
Siedzę sobie na delegacji (jak to ostatnio bywa i jeszcze trochę potrwa), a tu wieczorem podchodzi do mnie V. (przypominam – nasz gospodarz, a jednocześnie kolega z pracy) i pyta mnie czy mam dziś zamiar pobiegać, bo jeśli tak, to chętnie się przyłączy. No zamiar miałem, ale żeby od razu w towarzystwie? V., w odróżnieniu ode mnie, przy biurku nie siedzi i od ciężkiej pracy fizycznej nie stroni. Ale na nic nie przydały się moje nieśmiałe protesty, że ja powoli, że się zanudzi, albo, co gorsze, mnie na śmierć zagoni. Uparł się i już. A wiecie jak to jest?
Tak więc wybraliśmy się na bieganie we dwóch… V, wziął ze sobą latarkę a mnie wręczył drugą. Mówiłem, że biegam w ciemności (pamiętacie jak pisałem o bieganiu po cmentarzu? Więc teraz mam coś takiego biegając po ciemnym lesie), ale V. wyjaśnił mi, że się przydadzą.
kamizelka – specjalistyczny sprzęt biegacki, ważniejszy od butów
Otóż dowiedziałem się, że miejscowi bardzo często jeżdżą nocą na rowerach bez żadnego oświetlenia. A ponieważ jest ciemno i ni gwinta nie widzą drogi, to mają non stop głowę zadartą do góry. Po co? Jadąc ciemnym lasem, zawsze ponad głową widać nieco jaśniejszą smugę pomiędzy drzewami i ona to właśnie mniej więcej odpowiada drodze, którą powinien jechać rower. Ponoć zdarza się czasami, że taki zapatrzony w gwiazdy rowerzysta najedzie na nieoświetlonego pieszego. A wtedy na nic moja zakoszona z budowy odblaskowa kamizelka .
bariera światła
Wyobraźcie sobie jaka to ROMANTYKA podróży: nawigacja z gwiazd, prosty człowiek (wybaczcie mi to określenie mieszkańcy terenów niezurbanizowanych) zapatrzony w niebo. I pewnie przy okazji jeszcze rozmyślający o zawiłościach wszechświata. Naprawdę zadziwia mnie świat, w którym się teraz znalazłem.
Bieganie w towarzystwie ma swoje zalety, Po pierwsze czas biegnie szybciej. Po drugie rozmawiając w czasie biegu dodatkowo uczymy się oddychać. Po trzecie po ciemku zawsze raźniej. Co prawda szanse na to, że z lasu wyskoczą ruscy partyzanci nadal są niewielkie. Zawsze jednak co dwie głowy to nie jedna. Nie bałem się, że się zgubię, bo V, powiedział, że tą drogą i tym tempem, za kilka godzin dobieglibyśmy do nocnego sklepu, więc strachu nie ma. Mimo gadania przebiegliśmy niewiele krótszy dystans niż ten, który biegam solo w Wawie, Więc się nie obijaliśmy.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Aaaa miałem napisać o przekraczaniu bariery światła. To proste jest, V. mieszka na skraju wsi. Za jego domem są jeszcze dwie latarnie, a potem droga wiedzie przez ciemny las. I tam to właśnie przekraczam barierę światła i to dwukrotnie, za każdym razem jak biegam. Uwierzcie mi, że tam, za barierą światła, jest zupełnie inny świat…
U nas 2 razy w miesiącu całe osiedle przekracza barierę światła. Mocniejszy podmuch wiatru i po sprawie 😀
widzisz a Albert twierdził że to niemożliwe…
To horyzont zdarzeń..
eee ,a ja myślałem że Cię jakieś psy pogoniły i wtedy przekroczyłeś …. 🙂
a wiesz że to dziwne jest ale tam ludzie mają mało psów… ciekawe dlaczego?
Nawet najwaleczniejsze dobermany nie mają odwagi, by zapuścić się do tej strefy, gdy KO tam biega…
He he ,w marcu będę w Warszawie,połażę po viet-knajpkach,może tam znajdę odpowiedż 😉 🙂
Daj znać
No u Andrzeja K. będę 28-29 marca 🙂