Z czym się kojarzy słowo „Zwierzyniec”? Wawiakowi, takiemu młodszej generacji – z niczym, takiemu starszemu – z pewnym programem telewizyjnym, w którym to: „te co skaczą i pływają na nasz program zapraszają. Kwa, kwa, kwa…”. Czyli funkcjonujące w latach 80-tych TV-opowieści o zwierzętach dla dzieci i wczesnej młodzieży. Co ciekawe, o zwierzętach pięknie opowiadał pan z sumiastym wąsem, który po latach okazał się zapalonym myśliwym, do tych zwierzątek aktywnie strzelającym. Ale przyznać należy, że ta jego wiedza była gigantyczna.
To coś jak z Taiji – najlepiej znają je Ci, którzy grzebią się w jego sztukowalkowej „ciemnej” stronie. I to właśnie ich forma jest ładna, pełna niuansów, taka jak piękne były opowieści Pana z Wąsem o życiu zwierząt.
Ale od dziś będę miał też inne wspomnienia. Otóż na urlop zapakowałem Danusię i kilka najpotrzebniejszych rzeczy do torby i pojechaliśmy do Supraśla. Supraśl to rzut beretem od White Stocku (o treningach w supraślańskich ostępach następnym razem). A jak już jestem w stolicy Podlasia, to oczywiście nie może się obyć bez spotkania z Arkadiuszem – królem okolicznych trawników treningowych oraz przewodnikiem białostockiego stada żubrów (zresztą zarostem przypomina powoli puszczańskiego producenta wody gazowanej).
Zwierzyniec
Arek zaprosił mnie na trening, który to właśnie odbył się w Zwierzyńcu (lub na Zwierzyńcu). Nomem omen w poniedziałek, tak samo jak w komunistycznej telewizji, leciał wspominany wyżej program. Zwierzyniec to park, który mieścił się kiedyś w obrębie byłego majątku Branickich. Nazwa pochodzi stąd, że właściciele trzymali tam stada danieli… na mięso lub ot tak… kto qrcze bogatemu zabroni?
Obecnie teren jest ogólnodostępny. To takie b-stockie Pole Mokotowskie. Nieco mniejsze, ale skalą i atmosferą – jak najbardziej adekwatne. Po alejkach, wśród spacerowiczów, biegają ludzie i zapewne życie treningowe toczy się tam równie bogato jak u nas. Może tylko meszki były lekko wkurzające…?
Na dowód tego, że Zwierzyniec to taki b-stocki Shaolin (tak jak warszawskim są Pola i okolice Skry) jest fakt, że kiedy tam przyjechałem, to na trawniku obok swój trening prowadzili Chenowcy. Niby dla Arka konkurencja, ale co tam… przecież każdy ma prawo machać rękami tak jak mu się to podoba. Jedni drugim nie przeszkadzali…
Arek dał mi szansę, żebym pokazał trochę tego co obecnie ćwiczę. Mam nadzieję, że się nie zanudzili. A potem dałem się wyszaleć Arkowi. I wiecie co? Podoba mi się jak gość prowadzi treningi. To nie było Taiji z wyobrażeń większość ludzi. Nie było powtarzania powolnej formy, była za to praca nóg nakierowana na prawidłowe generowanie siły. Tak wykonywane Taiji, to nie rozlazła forma tylko ciężka (ale przyjemna) harówka. Fajnie, fajnie, fajnie… dobrze było się spocić przez ten czas.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Dobrze też, że sprzyjali nam bogowie Taiji. Przez cały trening wokół nas grzmiało i zanosiło się na burzę, ale nie spadła ani jedna kropla deszczu.
Dzięki bracie za trening (a jeśli ktoś z Białegostoku szuka sekcji dla siebie, to zapraszam…).
Zwierzyniec to takze piwo co warto podkreslic po treningu w celu uzupelnienia elektrolitow
Jak widać zwierzyniec nie jedno ma imię
Pod Zwierzyńcem mam super miejscówkę z całorocznymi pięknymi domkami (trzy domki, o pojemności w sumie 15+ osób) – jakby ktoś chciał namiar, niech pisze na priv 😉
Okolica jest fenomenalna turystycznie i przyrodniczo, serdecznie polecam – dla mnie było to odkrycie tego roku.
A pan, którego wspominasz, nazywał się Michał Sumiński (nomen omen).
Wiem, wiem. Myślałem że wszyscy wiedzą więc pominąłem. A z miejscówki może skorzystam za rok?