Nagle naszła mnie ochota na pseudofilozoficzny wpis. I otóż go czynię. Bo dlaczego swoich zachciewajek nie spełniać?
Kiedyś, na ten przykład, kiedy marzyłem o karierze punkrockowego gitarzysty, marzyłem o kupieniu fuzza – takiego pedału do robienia głośniego „iiiiiiyyiyyyjiyjiji…” – ale nie było mnie stać. Dwadzieścia lat później znalazłem taki na targu śmieci. Takiej garażówce gorszego sortu. Kupiłem w cenie dwóch kiepskich pączków. Po przyjściu do domu oddałem dziecku do zabawy. Ja swoje marzenie spełniłem, chciałem sobie kupić, to sobie kupiłem. Chciałem mieć, to miałem… a że było mi to niepotrzebne, to Młody rozwalił w trzy dni.
Teraz też spełniam inne swoje „ochotki”.
Jest taka starożytna, chińska przypowieść o kanadyjskim profesorze – fizyku jądrowym. I jeśli komuś wydaje się to dziwne, że starożytna i o fizyku, to znak, że jeszcze musi ćwiczyć Tai Chi, by móc więcej widzieć.
Puste czy Pełne
Otóż ten fizyk jądrowy miał poprowadzić wykład na temat fizyki jądrowej, bo każdy powinien wypowiadać się na tematy, na których się zna… o qrcze… To oznacza, że powinienem natychmiast przestać pisać.
30 minut potem… Dobra, przemyślałem to. Ostatecznie chyba mogę pisać, póki nie będę udawał, że wiem wszystko. I dalej do brzegu… Ów fizyk przychodzi na wykład z wielkim słojem, a za nim gęsiego trzech docentów dźwiga ciężkie worki (a tak, nosiłeś teczki – będziesz pracował w biedrze). Profesor pyta studenciaków:
- Czy ten słoik jest pusty czy pełny?
Studenci oderwali wzrok od tabletów, kilku nawet przestało zerkać w dekolty koleżanek.
- Pusty!!! – odpowiedziała sala zadowolona, że może w końcu poprawnie odpowiedzieć na jakieś pytanie.
Profesor gwizdnął na pierwszego docenta, który usłużnie wypełnił słoik kamieniami.
- A teraz?
- Pełny !!! – grupa poczuła, że są już blisko zaliczenia zajęć, mają już bowiem dwie poprawne odpowiedzi na trzy.
Powtórny gwizd wyrwał z zadumy następnego docenta. Ten poprawił okulary i długopisy ułożone w fartuchu, by z wyraźnym wysiłkiem dźwignąć swój worek i nasypać do słoika niewielkie kulki. Kulki znalazły sobie wystarczająco dużo miejsca pomiędzy kamieniami.
tradycyjna fizyka jądrowa
- Na pewno? – spytał rozbawiony profesor
Sala zamilkła przewidując zasadzkę. Słychać było wyjące potępieńczo neurony i przeciążone układy chłodzenia umieszczone w uszach. Ciężko było znaleźć kogoś, kto chciałby się wychylić. Profesor pokiwał głową i przywołał trzeciego docenta. Ten nasypał do słoika drobnego piaseczku.
- Och!!! – krzyknęła siedząca w pierwszym rzędzie drobna blondynka, której sypiący się piasek przypomniał w końcu, że górę od bikini zostawiła na plaży.
- Tak, moi drodzy, z wiedzą już tak jest, zawsze znajdzie się miejsce na przyjęcie nowej, na wykonanie kroku do przodu. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że jeśli w pierwszym rzucie zajmiemy się jakże oczywiście ważnymi szczegółami, to może się okazać, że te ważne, proste i podstawowe już się nie zmieszczą.
Z tej przypowieści płynie kilka wniosków:
- Po pierwsze: jak masz docentów pod ręką, to nie dźwigasz.
- Po drugie: zajmować się należy tym, co dla mnie jest ważne, a nie tym, co mi się aktualnie podoba.
- Po trzecie: że wszystko ma swoje miejsce i czas.
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
To oczywiście jakaś permutacja słynnej przypowieści o pełnej filiżance i rozlewaniu herbaty. Ale może trochę głębsza? Bo uczenie się Tai Chi, to właśnie takie wypełnianie słoika. Trzeba wiedzieć czym aktualnie wypełniam swój słoik, żeby móc wypełnić go prawidłowo. Rolą prowadzącego jest Wasz nauczyciel, jeśli zadba o uczenie Was podstaw, to potem łatwiej będziecie uczyć się czegoś innego, ale jeśli będzie was „dopieszczał” ciągle nowymi formami, stylami, broniami – to polegliście.
W Tai Chi zawsze znajdzie się następny poziom nauki, można na przykład do tego piasku nalać wody. Zabawa wydaje się nie mieć końca i to jest w tym piękne. Trzeba mieć tylko odpowiednio dużo docentów do dźwigania worków :).
I jeśli ktoś dotrwał do końca tekstu, to gratuluję.
Zdefiniuj pełny, zdefiniuj pusty. Tą przypowieść można by przearanżować na: „mistrzu, ten słoik już jest pełny. Słyszę jak ocierają się w nim niezliczone cząsteczki powietrza!” i ten uczeń został spadkobiercą stylu.. 😉 Liczyłem na wpis o tym, jak odkurzyłeś gitarę z piwnicy, podłączyłeś fuzza i teraz lepiej Ci idzie nauka gry niż 30 lat temu dzięki taiji. Trudno. BTW, chciałeś być Pagem? 🙂
Gitarę sprzedałem bardzo dawno temu, są rzeki do których nie powinno się wchodzić, a w fuzzie Konrad bardzo szybko pourywał gałki.
Chciałem być głośny i stać przeciwko wszystkim.
Może i dobrze, bo ci, co byli rzekomo przeciwko wszystkim okazali się niebywale potulni, jak przyszło co do czego. Jakby Konrad chciał, to gdzieś powinienem mieć overdrive’a. Teraz mam już wbudowany we wzmacniacz, to mi niepotrzebny 😉
Zbyt łatwo być przeciwko wszystkim na pokaz, trudniej być uczciwy…
W sumie slyszalem podobna przypowiesc, tylko na jej koncu gdy wsypano juz te rozne rzeczy do sloja i studenci odpowiedzieli ze jest pelen, docent na to wlal do srodka piwo
– Bo zawsze jest jeszcze miejsce na piwo
tak coś w tym jest…