Będąc młodym i pięknym, byłem wielkim miłośnikiem zespołu Republika. No, w zasadzie nadal jestem, mam ich wszystkie płyty w czarnych krążkach zastygłe. Nawet tę debiutancką, opatrzoną autografami całego zespołu i bliżej niezidentyfikowanej „Kropy” na dokładkę. Znałem nawet jedną osobę, która osobiście znała Grzegorza Ciechowskiego… można powiedzieć, że niemalże byliśmy funflami.
Jednym z przebojów tej grupy, była piosenka „Tak, Tak…to ja” (no wiem, że to Obywatel GC, ale dla uproszczenia pomińmy ten aspekt). W tym utworze jego podmiot liryczny dyskutuje ze swoim odbiciem w lustrze. Wygląda na to, że nawet na trzeźwo.
„Czy możemy ćwiczyć z twarzą do lustra?” – spytał kolega. „Dlaczego?” – jego prośba odrobinę mnie zaskoczyła. Przed chwilą przeszliśmy całą długość sali, ćwicząc omiatanie kolana. Wypadałoby się teraz odwrócić i poćwiczyć jeszcze raz, wdrażając poprawki. Fakt, ćwicząc na Chuo Jiao Fanzi, technikę ćwiczyliśmy w jedną stronę sali. Potem wracaliśmy na punkt startu i robiliśmy następną „defiladę”. Tylko że tam, po pierwsze, techniki były dosyć dynamiczne, powrót wykorzystywaliśmy do złapania oddechu. Po drugie, tam ćwiczy się raczej samodzielnie i ćwiczący „pod prąd” wprowadzałby niepotrzebny bałagan. Ale na Tai Chi? Zmęczyć się — to nie takie proste i staramy się ćwiczyć w miarę synchronicznie, żeby pobudzić neurony lustrzane, czy jak im tam jest. „Dlaczego?” chciałem spytać powtórnie, ale kolega mnie uprzedził. „Tak rzadko ćwiczę przed lustrem, a tu widzę wszystko to, o czym mi zawsze mówili („że robię źle”), a ja tego nie widziałem”.
lustrzane Yang
Dla mnie to ryba… jedziemy. Nie mam nic przeciwko. Chociaż może tylko jedno. Kiedyś mistrz Yang na warsztatach, nieco skonfundowany, rzucił: „Po co maszerujecie te kilkanaście metrów, żeby poćwiczyć, jeśli możecie zrobić to tu, gdzie stoicie?”.
Ale poddałem się prośbie grupy. Ćwiczyliśmy twarzą do lustra. Ma to swoje dobre strony… faktycznie, to co jest naprawdę, odstaje totalnie od naszego wyobrażenie o sobie samym.
Jeśli jesteśmy samokrytyczni i nie ma w nas za grosz genu Adonisa, lustra są przydatne. Bo „Tak, tak… ten w lustrze, to niestety ja”. Nie zgadza się ilość włosów, ich umiejscowienie i rozkład kilogramów. Ale nie wyprzemy się pokrewieństwa. Możemy wyciągnąć z tego wnioski. Możemy też obserwować nauczyciela i współćwiczących. Lepiej w lustrze, niż odwracać ciągle głowę.
lustrzane In
Tylko, że… kilka miesięcy wcześniej, na treningu Systemy, mamy tam sporo luster, bo te salki były tworzone z myślą o ćwiczących taniec. „Ale pamiętajcie, że ten w lustrze, to ktoś inny, to nie ty. Nie koryguj gościa, którego widzisz naprzeciwko, tylko siebie”. Fakt… w punkt. To może zabrzmieć nieco ezoterycznie (Jeśli słowa na monitorze mogą brzmieć). Widzę sam po sobie. Takie np. rozpoczęcie formy: po odstawieniu stopy na bok, obie powinny być ustawione w miarę pod tym samym kątem. Kiedy patrzę w lustro, starając się, by moje odbicie zrobiło prawidłowy ruch, widzę wyraźnie, że moje wysiłki przynoszą negatywny skutek. Staram się tego nie robić.
Jestem świadom tego, że moje odbicie w lustrze ma zamienione kierunki ruchu, ale ciężko mi na bieżąco przetworzyć tę informację. Pamiętacie taki ruski aparat „Lubitiel”? Taka fajna (jak na owe czasy) dwuobiektywowa lustrzanka. Obraz był obrócony w każdy możliwy sposób… był nawet do góry nogami, wykadrowanie zdjęcia, to był koszmar.
Korygowanie tego gościa w lustrze jest bezcelowe. Jego nie ma — to tylko obraz, taki z jakim Brusiak walczył w nieśmiertelnym „Wejściu smoka”.
Przecież z punktu widzenia fizyki to obraz, który już nie istnieje. Światło biegnące od nas do lustra i z powrotem, potrzebuje trochę czasu. To, co widzimy już było, a jeśli już było i minęło, to nie mamy żadnych szans, żeby to zmienić. Może lepiej się z tym pogodzić? Tak, ja wiem, to przesunięcie czasowe jest tak niewielkie, że wręcz można powiedzieć — zaniedbać. Ale z filozoficznego punktu widzenia jest rzeczą niezaprzeczalną.
Może więc lepiej rolę obserwacji zostawmy kamerze. Jej chłodne oko zarejestruje więcej, niż byśmy chcieli, a możliwości fizyczne zwykłego smartfona są wręcz niewyobrażalne. Trening zostawmy na praktykę czucia błędów. Bo osobiście wolę czuć błędy, niż idealnie skorygować swój obraz (szczególnie ten we własnym mniemaniu).