100 dni – reaktywacja

O metodyce zwanej „100 dni” już pisałem. Nic nowego. Przez sto dni z uporem maniaka przełamujemy własne lenistwo, niestałość i pęd do ćwiczenia coraz to nowszych rzeczy. W tym czasie ustalamy sobie jeden zestaw treningowy i powtarzamy go codziennie. Brzmi prosto, ale takie nie jest.

KO rano… oczywiście paznokcie mam przycięte

Pamiętam, że pierwszy raz taki trening zastosowałem w stosunku do młodego. Otóż – jak każde młode – przekradał się on nocą do naszego gniazda, a potem niczym kukułka spychał mnie z poduszki. Umówiliśmy się wtedy, że jeśli prześpi w swoim łóżeczku 10 nocy bez spacerów, to pójdziemy do sklepu po jakąś zabawkę. W końcu się udało, ale ileż było awantur po tym jak po pięciu dniach nastąpiła skucha, a ja zacząłem liczyć od nowa. Summa summarum – eksperyment się udał. Była to bardzo dobra metoda, kosztowała jedną zabawkę, a efekty przyszły szybko i co najważniejsze – były trwałe.

trudne przebudzenia

Oprócz trwałości efektów postanowiłem postawić sobie jeszcze jedno zadanie.

Otóż od lat mam problem z regularnym porannym ćwiczeniem. Niestety nie jestem skowronkiem, w związku z tym wstając o 6.00 rano, ciężko mi opanować kolejność zakładanej odzieży wierzchniej, a co dopiero ćwiczyć? Tym razem powiedziałem dość. Będzie to coś prostego, ale co rano.  Tak więc ułożyłem sobie prosty zestaw treningowy (raptem 3-4 minuty) i zacząłem. Minęło już 30 dni, a ja po pierwsze widzę, że rano szybciej odzyskuję przytomność i po drugie, że same ćwiczenia przynoszą konkretny mierzalny efekt.

Cele postawiłem sobie proste, gdyż cel powinien być z gatunku tych osiągalnych. Nie ma nic bardziej deprymującego niż niemożliwość osiągnięcia celu. Lepiej zrealizować setkę małych celów niż uwalić jeden duży. To metoda małych kroczków. Z drugiej strony wielkie rzeczy często tworzyli ludzie, którzy wymyślili sobie cel i konsekwentnie latami do niego dążyli. Czyli na dwoje babka wróżyła.

póki nie otworzę oczu – nie jest źle, choć nadal nie jestem sobą

poranne Tai Chi

a powinno być tak

Ale wróćmy do porannego treningu. Kiedyś Marek opowiadał jak rano ćwiczy mistrz Hong. Ja do tej pory jestem pod wrażeniem. Jednak prawda jest taka, że żyjąc we współczesnym świecie musimy robić różne rzeczy i poranek jest tym czasem, kiedy szykujemy się do całodziennej „kaźni”. Mało kogo stać na takie praktyki. Nawet na takie gimnastyki, jakie w latach 80’tych propagowali przez radio. Pamiętacie. Teraz w radiu zamiast „skłon – raz, dwa i trzy” dwóch, rozbawionych nie wiadomo z czego gostków udaje, że są bardziej wyluzowani niż indyk na święto dziękczynienia.

A gdyby tak dać sobie z rana nieco kopa endorfiny. Trochę rozluźnienia – zamiast informacji o politykach i złodziejach (choć to przecież to samo). Serdecznie polecam – ja na razie jestem zadowolony – choć przez pierwsze kilka dni barki piekły mnie żywym ogniem (chyba trafiłem na ćwiczenie, którego potrzebowałem). A tu jeszcze ponad dwa miesiące – muszę to jeszcze wytrzymać. Choć największym zagrożeniem dla pomysłu jestem ja sam, moje lenistwo i znudzenie. Mam nadzieję, że się uzależnię od tych kilku minut treningu.

Może się ktoś przyłączy?


1

Organizuję wyjazd treningowy do Chin (Guangfu 2024).
Jeśli podoba Ci się moja działalność – możesz mi pomóc rozwijać moją pasję! Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


PS. a może tak?

jutro-poranek-zaczynamy-od-gimnasty

qrna, żebym miał rano jeszcze 10 minut czasu…

27 komentarzy do “100 dni – reaktywacja”

  1. Doskonały art. od dawna na coś takiego czekałem.
    Ostatnio myślałem o tej porannej gimnastyce w radiu ale jak czytam to już tego nie ma szkoda.
    Wszyscy ćwiczący z rana na czczo wiedzą, że najtrudniej jest…wstać właśnie wstać.
    YOE!…HAJIME!
    I NIE PRZESTAWAJ!
    Życzę dużej wytrwałości!!!

    PZDRW T.K.

    Odpowiedz
      • korpomeni i menki biegaja z rana, czy to sie liczy? a dojezdzajacy hulajnogami i na innych rolkach? mozna niewazne czy dla lansu i tak przeklada sie na zwykli chamski wysilek fizyczny a o to nam chodzi chyba

        Odpowiedz
        • Po części się liczy, jakbym miał czas też bym biegał w tygodniu. Ja chciałem propagować neikungowe wynalazki jako dobre dla higieny psychicznej

          Odpowiedz
  2. Ha, moje gratulacje! W archiwum przechowuję sporo wycinków gazetowych z lat 80 – tych, a pośród nich maksymy mistrzów gongfu. Jedną z nich powtarzam swoim uczniom permanentnie: „Lepiej ćwiczyć po kilka minut dziennie niż raz w tygodniu kilka godzin”. Jak będę robił fotokopie tych materiałów na klubowego facebooka, to podam tu nazwisko autora „sentencji”.
    Tym co teraz napiszę najprawdopodobniej wzbudzę zazdrość. 😉 Grafik dnia mam taki, że gros obowiązków przypada mi na godziny popołudniowe. Z tego powodu (prywatnie) ćwiczę codziennie rano, lecz za wyjątkiem sobót / niedziel. W poranny rozruch wchodzą tak zwane gongi miękkie i twarde, oraz oczywiście taiji. Wszytko trwa minimum 30 minut. 🙂

    P.S.
    „Jak na świętego Hieronima jest deszcz lub go nie ma, to w połowie listopada pada, albo nie pada”. Hmm, chyba się sprawdziło…

    Odpowiedz
    • Tylko pozazdrościć… Możliwości porannego treningu. Zauważyłem że rano kiedy umysł nie jest jeszcze „zatruty” codziennością łatwiej jest ćwiczyć „gongi” aż się chce więcej i więcej…

      Odpowiedz
      • Dlatego, że masz z rana”śniące ciało”. Jak to powiedział klasyk yi-chuanu jesteś wtedy”czujny jak leopard we mgle”. Większa świadomość ciała i zhan zhuang może trwać, trwać, trwać ale kończyć z niedosytem.
        I to jest premia na cały dzień!
        Moim skromnym zdaniem z rana jak ktoś już powiedział”im mniej tym lepiej a dłużej”czyli słupowa medytacja z różnym ułożeniem rąk ale kończyć z niedosytem do godziny.
        Dynamiczne gongi są dobre ale najlepszy jest statyczny gong!

        Odpowiedz
    • Cytuję…… „Jeśli będziesz wykonywał poszczególne serie ćwiczeń siedmiokrotnie w ciągu doby, Qi w twoim ciele osiągnie maksymalny poziom po 50 dniach praktyki. Przez sto dni jedz i pij każdego dnia pięć razy dziennie. Po stu dniach praktyki słabeusz będzie w stanie udźwignąć 250 kilogramów, a siłacz pół tony.”

      Odpowiedz
        • Chyba nawet wiem z jakiej książki. Nie demonizowałbym tego stwierdzenia, Pół tony to po prostu synonim słowa dużo. Dla jednego dużo to pół tony, a drugiego bardzo dużo. Nie mniej jednak przy sensownym odczytaniu tego cytatu, można go zrozumieć tak.

          Ćwicz dużo i regularnie przez sto dni i jedz regularnie pięć posiłków dziennie – a poczujesz się dużo lepiej. – To ani żart ani znachorstwo.

          Odpowiedz
          • Pan Moy tak powiedział”…kto dużo ćwiczy ten dużo je! Bez synonimów bez zawiłości ale krótko i jasno. Zalecał też przy treningach taiji włączać głośną muzykę wiadomo po co. W realu teraz to wygląda zupełnie inaczej u jego naśladowców. Wyłączyć telefony i cisza!

            Odpowiedz
            • po co ta głośna muzyka?

              to coś co powstało z Tai Chi pana Moy ma dodatni bilans energetyczny. Więcej kalorii masz z wdychanego powietrza niż zużyjesz na treningu (tj. na gadaniu o nim)

              Odpowiedz
              • A po to byś bardziej był skupiony na ćwiczeniu i nie dał się zdekoncentrować.
                Ja nie mam uprzedzeń do danej szkoły czy stylu taiji ale do ludzi jak najbardziej.
                Powołam się na słowa sifu taiji chen Marka Balińskiego”taiji jest jedno”i ja się z tym zgadzam.
                Uprzedzenia nawet do ludzi są hamulcem postępu niestety dotyczy to i mnie.
                Co do tego bilansu to nie kumam a wymiana poglądów to jak najbardziej, Wang Xiangzhai(yi-chuan) zalecał swoim uczniom dyskutowanie o ćwiczeniach, by razem ćwiczyli i ćwiczyli inne style i analizowali i porównywali. To wszystko jest w wywiadach sifu Kalisz dla pisma internetowego Neijia piszę z pamięci to mogę się mylić

                Odpowiedz
  3. KO gratuluję…Ja też próbowałem ćwiczyć rano ale z marnym skutkiem, chociaż trzeba przyznać że wykonanie kilku ćwiczeń budzi lepiej niż kawa:-).
    Oczywiście nie mogę nie zapytać o poranny trening Mistrza Honga, napiszesz parę słów o tym ?
    Pozdrawiam

    Odpowiedz
  4. Popieram takie podejście. Zacząłem ćwiczyć w połowie sierpnia,po prostu któregoś dnia wstałem z kanapy i zrobiłem pompki. Chciałem sprawdzić jak jestem już słaby bo od lat zero sportu. Zrobiłem z totalnym wysiłkiem 15. Zażenował mnie ten wynik, bo w młodości trenowałem sport i teraz miałem dużo gorszą formę niż ja jako 15 latek.Tak więc ćwiczę codziennie ok 10 -15 min,czasem rano czasem wieczorem. Efekty już są i bardzo mnie to cieszy.Sylwetka się poprawiła,kręgosłup przestał boleć,pompek robię bez problemu dużo więcej (35-40), porozciagałem się po latach zesztywnienia. A co najlepsze to weszło mi to już w nawyk niczym codzienne mycie zębów.

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz