
Tak niespecjalnie obchodzę innostranne święta. Ot, wolę słowiańską noc Kupały od hamerykańskiego święta murarzy. To samo się tyczy świąt chińskich. Jakoś niespecjalnie je obchodzę. Jak prowadzę tego, pożal się Panie, bloga trzeci rok (o, żesz ty…), to jakoś specjalnie się nie rozwodziłem o azjatyckich świętach. Raz Jiuzhizi zorganizował jakieś spotkanie z okazji „Święta środka jesieni„, ale i tak bym się z nimi wtedy spotkał, nawet jakby akurat żadne święto nie wypadało. Samo spotkanie takiego towarzystwa jest wystarczająco świąteczne.
Ten nowy chiński rok będzie pierwszy. To tylko dlatego, że dziś na trening wpadł wspomniany wyżej Jiuzhizi. Przyjechał zrobić kilka fotek na świąteczny wpis do swojego bloga. Przy okazji miałem okazję wysłuchać kilku ciekawych informacji związanych z obecnością ptaków w ćwiczeniach kung fu.
Jest tego od groma. Co prawda chłopaki omawiali tylko techniki znane im z Chuo Jiao Fanzi, ale myślę, że i w Tai Chi jest tego dużo. Po prostu i Marek, i Jiuzhizi znają dobrze język chiński, to i znają chińskie nazwy ruchów i ćwiczeń. Ja nie mam takiego farta (choć to nie ma nic wspólnego ze szczęściem, nikt im nie dał znajomości języka za frico – sami na to zapracowali) i posługuję się mieszanką własnych wyobrażeń i porównań z przewagą określenia „to” i „takie tam”.
A tu istna ptaszarnia technik, woliera ćwiczeń po prostu. „Kania wylatująca z lasu” – a ja durny myślałem, że to proste dźgnięcie w gardło. Nieco podobne do zakończenia „Uderzenia pięścią z góry” ze stylu Hao. Albo taka „pozycja kury”, czy też „kurczak dziobie ziemię” (dooobre ćwiczenie). Nomem omen – na wspomnianym wyżej spotkaniu z okazji środka jesieni zaaplikowaliśmy sobie walki kogutów.
rok koguta
Albo takie „kroki orła” – ćwiczenie, którego nie mogę się nauczyć, bo mi psycha wysiada – skąd ja, osobnik wybitnie przyziemny, mam wiedzieć jak to jest mieć duszę orła? Muszę jednak wspomnieć, że poznałem kiedyś Taikikowski odpowiednik tego ostatniego ćwiczenia (tak mi się w każdym razie wydaje). To tak zwany „krok koguta”. Uczciwie jednak przyznam, że i on jest poza moimi możliwościami.
Póki co… życzę Wam, żebyście w tym roku byli jak kogut na podwórku… Wyobraźcie sobie, że stoicie na płocie, a te wszystkie techniki, umiejętności i skile są jak te kury zielononóżki. Chodzą sobie, ziarnka dziobią. A Wy stoicie i wiecie, że wszystkie będą Wasze kiedy tylko zechcecie. Tak…. i sobie też tego życzę 🙂
Kilka ptasich fotek 🙂 na koniec.



Kurczę, muszę uważać, bo mnie cytujesz gęsto! To chyba jednak krogulec (zaraz KrzyśT się przyczepi:) i przelatuje przez las. No, pomiędzy rękoma to dźgnięcie idzie, a ręce niczym gałęzie.. 🙂
Ja tam ptaków za mocno nie rozróżniam. Ale kania też fajna, a krogulec brzmi tak jakoś….
Masz rację, kania brzmi lepiej. Od tej pory w naszej linii przez las przelatuje kania 🙂
patrząc na zakres występowania to chyba jednak krogulec. Wedle wikipedii kania to tylko w Europie
No gdzie.. kania czarna – całe Chiny na zielono (zakres występowania: całoroczny)
Ja tam wolę rude. Ale ciiii
sugerujecie wszystkie barwy teczy?
A kilka lat temu, razem, w szerszym gronie obchodziliśmy chiński nowy rok (nie pamiętam już jakie zwierzę temu patronowało 😉 ) – więc obchodziłeś cinszczyznę przynajmnie 2 razy 😉 – nie tylko raz jak jiuzhzi zorganizował święto środka jesieni 🙂
To była celebracja? Myślałem, że chcesz się napić….
Każdy powód dobry 😉