Piwnica na Brackiej

Jest takie miejsce w Warszawie funkcjonujące nieco poza czasem. Teoretycznie swoim istnieniem przeczy wszystkim prawom ekonomii. Tym miejscem jest sklep „Budo-Sport” na Brackiej 18. Odwiedziłem go ostatnio w celu zakupienia nowych spodni treningowych… stare wzięły się i skończyły. Jest takie chińskie przysłowie mówiące o butach z odstającymi podeszwami. Mówi się o nich, że są głodne. Tak więc mogę powiedzieć, że i moje spodnie nagle przy pewnym przysiadzie, w akompaniamencie niepokojącego dźwięku, wzięły i zgłodniały. Taka dygresja: w Tai Chi się mówi, że jak ktoś nie trzyma porządnie stóp na ziemi, to oznacza, że ma głodne stopy.

piwnica na brackiej

Ale wracając do sklepu. Budo-Sport znaleźć jest łatwo. Idąc od metra Centrum w stronę placu z palmą na środku, trzymamy się prawej strony ulicy. Potem zaraz za obrzydliwie nowym budynkiem „Smyka” skręcamy w prawo. (Po czasie: Oczywiście jest na odwrót!!! Idziemy lewą stroną ulicy i skręcamy w lewo to moja kobieca strona In Yang się odezwała.)Pierwsza brama z brzegu, to wejście na podwórko pod adresem Bracka 18. Teraz szukamy kręconych schodów biegnących w dół i jesteśmy na miejscu. …miejscem, ba powinienem napisać Miejscem, choć Danusia nazywa to „piwnicą”. No faktycznie pomimo tego, że wisi tam trochę ciuchów, to standardy mocno odbiegają od modowych sieciówek. I BARDZO DOBRZE. Bo ja uważam, że sklep z akcesoriami do uprawiania sztuk walk powinien właśnie tak wyglądać.

Dokładnie taką samą atmosferę miał sklep, przy akademii Pascala Plée w Paryżu, nieopodal Panteonu (tyle, że piwnica z dziesięć razy większa). I podobny mu w Foshan blisko budynku byłej apteki, w której sami wiecie, kto uczył się i sami wiecie czego. Wejście tego ostatniego przybytku było obstawione wielkimi, kolorowymi lwimi głowami… niczym wejście do nieistniejącego już kina „Moskwa”.

Foshan i puchate lewki
Paryż i pofabryczne magazyny

Dobra – wiecie już jak trafić. Tylko jedno ostrzeżenie: na wprost schodów siedzi taka dziewczyna z rudymi, kręconymi włosami – chwila nieuwagi i miniecie. A potem, w domu, trzeba się tłumaczyć i nie daj Bóg, żeby się wymknęło: „No wiesz… ten sklep, gdzie ta dziewczyna siedzi.” Ileż można siedzieć na odwróconym stołku i wpatrywać się w ostre światło lampy? Mnie się udało przejść obok, choć niestety miałem w tym odrobinę pecha, trafiłem akurat na przerwę. Nic to, wróciłem później. W środku, za ladą spotkałem Tadeusza – właściciela (o nim później). „Byłeś tu przed chwilą?” – spytał. Bogowie! Albo trening sztuk walk wyrabia umiejętności widzenia przez ściany (w Counter Strike pozwala na to komenda „sv_cheats 1”), albo miedzianowłosa nie siedziała tam ot tak.

Budosport

za ladą Tadeusz Derehaiło

Ja przyjechałem po spodnie, czarne z gumkami przy kostkach, bo nie lubię przydeptywać sobie nogawek. Ale w sklepie kupicie wszystko, co potrzeba do treningu. Od ubiorów – dam głowę, że był nawet zarąbisty szlafrok, w którym bez wstydu można wejść do każdego szanującego się ringu. Poprzez ochraniacze, literaturę, worki, pasy, rękawice aż po drobnicę stylu „breloczek z mini nunchaku”. Dawniej funkcjonowało też coś takiego jak wydawnictwo Budo. To właśnie tu powstało polskie wydanie (te „żółte”) książki mistrza Yang Jwing Minga o długiej formie Tai Chi.

ciężki towar zaraz przy wejściu

Ja wiem, że to wszytko można kupić w internecie, że allecoś tam i aliszybko do paczkomatu pod blokiem, ale przy odrobinie wysiłku można mieć coś, co pochodzi „z tej piwnicy na Brackiej”. Może i mniej wygodnie, ale zawsze inaczej. Osobiście uważam, że istnieje coś takiego jak „Qi miejsca” – takie dobre Feng Shui (i złe notabene też). Dla mnie „Budo-Sport” taką energię posiada (tę dobrą) i spodnie tam kupione dają mi plus sześć punktów do dynamiki.

na ścianach zawsze można zobaczyć zaproszenia do różnych sekcji

Na początku napisałem, że to miejsce funkcjonuje wbrew pewnym prawom. Tak to widzę. Bo przecież, lokal w ścisłym centrum Wawy, funkcjonujący tam od 1989 roku (ja cię! Ponad 30 lat!), sprzedający niszowy towar dla, nie oszukujmy się, malejącego kręgu odbiorców no jakież to ma szanse bytu. Pewnie hipsterska kawodajnia przyniosłaby tam dużo większe profity. A sklep nadal trwa. I uwaga, ten wpis to nie żadna ustawka, nie zawiera lokowania produktu. Po prostu pomyślałem sobie, że warto o nim napisać. I teraz na fali różnych akcji spowodowanych Koroną Kielce proponuję, jeśli potrzebujecie czegoś do treningu, to kupcie to w „Budo” – zobaczycie różnicę. Ja widzę.

kultowy sklep

towar na półkach

Miało być jeszcze o właścicielu. W zasadzie jest ich dwóch: to bracia Andrzej i Tadeusz Derehajło. Właściwie to chciałem o Tadeuszu – senseju Tadeuszu (czarny pas w karate). Mamy zatem coś wspólnego – ja też mam pas w Shotokanie – pomijając różnice w kolorach… Niewiele można o nim znaleźć w internecie. Trochę filmów, coś na Facebooku, ale to wszystko sprzed lat. Z nowości to może np. to:

To po ponownym otwarciu sklepu po przerwie. Fajnie, swobodnie, ale z siłą. Na boksie się nauczyłem, że po odgłosie można poznać czy uderzenia są soczyste, czy takie letnie niczym kaloryfer w maju. Potem pogrzebałem dalej i znalazłem to. Najpierw bez opisu, jako fragment większej całości. Co przykuło mój wzrok? Kata, co mnie zaintrygowało, miało nietypowe tempo wykonania. Takie tajciowe, a na dokładkę rozpoznawałem kolejność ruchów! Dwa wróble, bicz, uniesienie rąk, a potem omiatanie kolana itd… zresztą, zobaczcie sami.

Dopiero potem znalazłem film wycięty i opisany. Trochę się zastanawiałem, czy go umieszczać? Bo pewnie taikikowi purytanie będą sobie rwać włosy z głowy lub skąd tam mają. Ale jeśli autor upowszechnia go na swoim kanale, to czemu nie?

Opis filmu brzmi: Karate z elementami Tai Chi bazujące na (naukach) Howarda Choi. Swobodna interpretacja (w wykonaniu) Sensei Tadeusz Derehajło. Przypominam, że na łamach tego bloga mniej lub bardziej „karateckie” odmiany Tai Chi gościły już dwukrotnie. Pierwszy, to wysoki dan Shotokanu niejaki Yo Meiji uczący w Japonii formy dwudziestu czterech pozycji i drugi, to Su Dong Chen, który pobierał nauki ponoć u samego mistrza Mas Oyama. Więc czemu tu w Polsce, ktoś nie mógłby mieć swojej interpretacji tej sztuki? Czy wszyscy mamy myśleć, rozumieć identycznie? Jedna forma, jedna sekcja, jeden wódz?

bracia Derehajło

Początkowo miałem też napisać co nieco o zauważonych elementach Tai Chi. Trochę słów krytyki. Ale nie… bo ja patrzę na to, jak na ćwiczenia Tai Chi wykonywane przez karatekę. I do takiego „oglądu” to ja mam sporo „ale”… A powinienem patrzeć jak na Karate z elementami Tai Chi. A na karate to ja się znam tyle, co na żużlu. Ciężko mi jest zatem sensownie ocenić.

Kiedy już zmieniłem sposób patrzenia na film, to doszedłem do wniosku, że interpretacje technik Tai Chi są sensowne. Ostatecznie, jeśli ktoś ma niewielkie umiejętności, to umie tylko naśladować. Jeśli jednak jego wiedza sięga daleko, to wtedy ma prawo pokusić się o interpretacje. A czyjeś interpretacje… one są czyjeś, nie muszą być moje….


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


ps

Ponieważ pochrzaniłem wskazówki dotarcia do sklepu to na stronie znajdziecie dokładną mapkę www.budo-sport.pl.

10 komentarzy do “Piwnica na Brackiej”

  1. Trzeba się będzie przejść i wesprzeć rodzimy biznes – szczerze mówiąc myślałem że już nie istnieją!
    Dzięki za reportaż i odświeżenie wspomnień.
    Pozdrawiam.
    Paweł R.

    Odpowiedz
  2. Ale te instrukcje dojścia od metra centrum to celowo podane dla zmyłki? 🙂 Bo chyba lewa ręka jest po tej stronie, gdy patrzymy od netra centrum w kierunku palmy? 🙂

    Odpowiedz
  3. No to żeś mi wspomnień przywołał :). Do dzisiaj mam ciężarki na nadgarstki kupione w 1989 roku, a spodenki kupione ok ’95 służą mi do tej pory na treningach :). Nie wspomnę o książkach :). Cała seria Bruce’a Lee itd… wracam z Mikołajek i lecę do Budo! Tylko tam teraz lipa z parkowaniem, niestety…

    Odpowiedz
  4. Rety nie miałem pojęcia , że ten sklep jeszcze istnieje….w latach 90 tych jak odwiedzałem Warszawę to był punkt obowiązkowy mojej podróży…to było miejsce święte :-)…przyjeżdzałem z głębokiej prowincji i po schodach wchodziłem do innego świata….siedziałem tam zawsze min godzinę, dwie czasem dłużej (aż dziwne, że pan Tadeusz mnie nigdy nie wyrzucił bo przecież miejsca za dużo tam nie było, a czasami wchodziło po 3-4 klientów ) zazwyczaj kupowałem książki czasami jakieś akcesoria do SW…..pamiętam jak pewnego razu schodziłem po schodach i słychać było odgłos uderzania….okazało się że pan Tadeusz ćwiczył na makiwarze, która była zresztą do kupienia :-)…..dużo fajnych wspomnień….wielkie DZIĘKI za ten wpis….na pewno odwiedzę jak będę w Wa-wie.

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz