Właśnie skończyło się letnie szkolenie z Tai Chi stylu Hao, prowadzone z Andrzeja Kalisza. Jak było? Jak zwykle. Pięć godzin dziennie, krótkie przerwy, dużo materiału, dużo samodzielnej pracy, ale i możliwość podglądania jak Andrzej uczy początkujących. Przydatne. Tak więc znów kilka odkryć w formie. Jakiś ruch, który robiłem pod złym kątem i trzeba to zmienić. Jakiś, którego nie robiłem, bo wcześniej go nie zauważyłem (w spisie nie było, naprawdę) i teraz trzeba zmienić przyzwyczajenia. Wyjść z własnej strefy komfortu.
To w pierwszej części zajęć, w drugiej szlifowaliśmy formy z bronią. I tu miałem okazję pooglądać, jak formę robił Mark, Anglik z grodu Robin Hooda, który czasami przyjeżdża na dłuższe sesje treningowe. Mark formę z szablą wykonywał nieco inaczej niż ja, czasami nieco inaczej interpretował niektóre techniki. Dla mnie to nie do końca ważne, bo liczy się tylko to, żeby forma była wykonywana zgodnie z zasadami.
czworoboki pikinierów
Jednak najlepszą częścią tegorocznych warsztatów była pika. Chociaż może źle to nazywam? Bo pika, według naszych europejskich wzorców, to długa broń drzewcowa, używana raczej w większych grupach. Stosuje się ją przeciwko konnicy. Tak więc pika, to taka odchudzona wersja włóczni, najbardziej mi się kojarzy z hoplicką dorą (czyli włócznią). Nie za bardzo jest to broń szermiercza. Taki czworobok pikinierów wyglądał nieco jak popielniczka po nocnej imprezie. Ciężko było podejść do takiego czworoboku (do popielniczki też). Czy w Tai Chi jest miejsce na tak „militarną” broń, jaką jest pika?

Po części podobieństwo jakieś jest. Ćwiczy się z długą „tyczką”, choć chyba obecnie nie w celach sztukowalkowych sensu stricto. Z tym 3,5-metrowym drągiem nie da się chodzić po mieście. Andrzej kiedyś musiał przywieźć to coś do sali, wybrał w tym celu rower. Za prawdę powiadam wam, było to epickie widowisko (tu opisałem). Po co się z tym ćwiczy? Dla siły i umiejętności operowania tą siłą na długim dystansie. Mnie się udało „potrząsnąć” tym kijem kilka razy (może sześć, siedem), a taki młody Yang chwali się, że do dwustu powtórzeń potrafi. Czy to się da? Problemem tej tyczki jest jej rozmiar. Więcej czasu zajmie wyniesienie jej do parku i odniesienie potem na miejsce niż samo ćwiczenie. Wrażenie jednak robi.

Po co się z tym ćwiczy? A dla siły i dla umiejętności „wysyłania siły/energii (nazwijcie to jak chcecie)” na koniec tego drąga.
kozacka spisa
Tak więc, jeśli nie nie pika? To może spisa? Spisa, to kozacka wersja piki. Dużo krótsza, bo trzeba było to wozić konno. Dodatkowo kozacy zauważyli, że jak to jest krótsze, to da się tym uprawiać szermierkę (taką piką można było co najwyżej pchnąć). Spisa była zaostrzona z dwóch stron i jak to pisano za czasów Augusta III: „Dzidy, po rusku spisy zwane, hajducy mieli krótkie, nad cztery łokcie nie dłuższe, grotem ostrym żelaznym z obu stron opatrzone. Bronią tą hultajstwo dziwnie zręcznie i daleko lepiej od Polaków szermować umiało.” Że lepiej?! No wstyd… Ale co się dziwić? Gorzej zdyscyplinowani Kozacy, częściej niż Polacy, gubili szyk (szli w rozsypkę). Mieli więcej miejsca do machania tym kijem. W wersji konnej spisa zyskała proporczyk i temblak, żeby nie angażowała niepotrzebnie ręki.

I tu dochodzimy do lancy, zwykłej (choć niezwykłej) polskiej lancy, która jeszcze we Wrześniu 1939 sporadycznie była w użyciu. W wojnie polsko-rosyjskiej 1920 wielokrotnie decydowała o przewadze polskiej jazdy walczącej w szyku z bałaganiarską jazdą Budionnego. Doskonale wyważona (mimo że prawie trzymetrowa), pozwalała na operowanie nią przy pomocy dwóch palców.
Więc lanca też nie. Mimo, że takiej właśnie nazwy używa Janek, w stosunku do tego, co ćwiczy w Lao Jia. Za krótka, za elastyczna. Na dokładkę łączy w sobie kij (taki, jaki kojarzymy z robinhódowskim Małym Johnem) z szermierczą włócznią. Nie mylić z materiałem uczonym w YMAA, tam kij, to kij — czyli drewniany drąg.

polska lanca
Chyba się w tym rozkminianiu podobieństw broni lekko zagubiłem. Bo ten taichiowy kij/włócznia, którym ćwiczyliśmy, jest po prostu nieco inny. Trochę tego, trochę tamtego i trochę wschodniego sznytu. Więc jeśli ktoś dotarł do tego miejsca moich rozważań, to przepraszam. Jakoś tak lubię przypisywać, porównywać i klasyfikować. Już zdążam do wniosków. W oficjalnym programie Akademii napisane jest tyczka. Mało to bojowe :), bo niewiele w tej nazwie jest krwi, ale z drugiej strony, sugeruje uniwersalność ćwiczonych umiejętności, stawiając je ponad specjalizacją w konkretnej broni. Bo nie szukajmy na siłę podobieństwa do znanej nam broni. Ona już dawno swoją funkcjonalność straciła, uczmy się nowego skillu, on się przełoży na wszystko.
Na koniec, pokrótce. Co ćwiczyliśmy? Krótką formę z kijem (tradycyjnie trzynastoruchową). Ale bardzo fajną i, jak to w formach z bronią w stylu Hao uczonych, można ją zapętlić i ćwiczyć sobie w kółko. Poza wspomnianym już potrząsaniem, poznaliśmy metodę ćwiczenia ocierania kija. Qrczę, wiem jak to brzmi, ale ćwiczenie od razu wpadło mi w oko. Tak bardzo, że próbowałem to samo zrobić z mieczem. Ciekawe czy z krótszą bronią też ma to sens?

Ale creme de la creme, to ćwiczenia z pracy w parach. Chwilę tylko mogliśmy ćwiczyć, ale materiał mi się spodobał. Czuć w nim potencjał. Szkoda tylko, że wymaga i partnera, i tyczki, i miejsca. Cóż, ale kiedy tylko będzie możliwość, bardzo będzie mnie to radowało.



Zdjęcia pochodzą z serwisu Akademii Yiquan
Wiem że się czepiam ale dopiero co była rocznica! Zmień datę wojny polsko-rosyjskiej z 1923 roku na właściwy! A Pani Krystyna na końcu tyczki powinna mieć chorągiewkę – aby ostrzegać nisko przelatujące obiekty (drony, śmigłowce itp.).
Pozdrawiam.
Ależ wstyd….. zostawiam Twoją uwagę jako świadectwo mojej hańby… nigdy nie miałem pamięci do dat. W zasadzie bitwa pod Grunwaldem to szczyt moich możliwości jeśli chodzi o cyfrową stronę historii…
Taka długa tyczka, lanca czy pika 🙂 może mieć jeszcze inne konotacje….np: w VT: ćwiczy się też takim długim kijem, ale przyjmuje się, że była to tyczka do odpychania łodzi sprawdzania głębokości i inne zastosowania wodne i tylko tak przy okazji….do walki :-). Nie wiem jak w TC, ale może taki kij trafił tam zupełnie z innego powodu bo faktycznie przenoszenie 3 m drąga na polu bitwy jest chyba mało wygodne :-).
W czasie Potopu szwedzkiego pikinierzy mieli piki dochodzące do 5,5 metra długości. Ale nie wiem czy nieśli je cały czas czy ktoś im je wiózł. Lance w Wojsku Polskim były wożone za odziałem i wydawane w razie potrzeby. Nie wiem jak wyglądały formy w VT. Ale sam sobie odpowiedz. To była broń do walki w szyku, w czworoboku… więc techniki mogły działać tylko do przodu żadnych zmian kierunków – nic. Czy te formy z VT nadawaly się do walki w czwoworboku i tłoku?
W VT raczej to była walka jeden na jeden, walczy się tylko jednym końcem i jest tak na zasadzie zbicie pchnięcie….wiesz bez żadnych efekciarskich młynków 🙂 czy wyrafinowanych technik….raczej na zasadzie odbijasz uderzasz i w tym sensie mogło to działać :-).
Wcale bym się nie zdziwił. gdy okazało się że techniki są te same, a różnice leżą tylko w kroju spodni. Albo wycięciu na koszulce
KO, skoro to była tyczka do pływania łodzią, to nie była przede wszystkim bronią w rozumieniu ustawy o broni i amunicji i dlatego pewnie mogli nią sobie trenować w spokoju. Jakie czworoboki i szyki.. 🙂 Sam rozmiar i waga tej tyczki zapewne wymusza pewien typ ruchu, więc jakieś podobieństwa będą.
No dobrze, masz rację. Nie musieli powstrzymywać ataków husarii, jednak możliwości techniczne broni były praktycznie takie same.
Czy to lanca? Czy to pika?
Toż to ułan panny tryka!
Drąg z ratanu, pchnięć trzynaście
Ma się Tajczur ku niewiaście!
Sttasznie łatwo pisze się żurawiejki stylu Hao 😉
Ale mógłbyś dać jakiś klip z tego potrząsania, a nie tylko te fotki gdzie bezcześcicie siłownie pod chmurką..
Btw, czy w 2 palcach nie trzymano lanc z okresu napoleońskiego? One były puste i cienkiej blachy bodaj .
Znalazłem taki fragment:
Po wojnie używał ich szwadron reprezentacyjny WP. Lance te pochodziły z przedwojennych zasobów WP. Były to stare egzemplarze z czasów pierwszej wojny światowej, wzorowane na typie francuskim i wykonane ze stalowej rurki średnicy ok. 25 mm.
Czyli były puste w środku