Wiem co jem… – zapach arabeski

Miałem okazję, to wstąpiłem… Byłem w centrum Wawy, nie musiałem gnać na złamanie karku, więc chwilę połaziłem. To, ostatecznie, najbardziej warszawska część Warszawy. Jest tak gdyż w miarę nieźle przetrwała wojnę. Na pewno lepiej niż czasy powojenne, kiedy to ponad 40 nienaruszonych kamienic wyburzono pod budowę Pajaca Kultury.

arabskie klimaty

efekt stosowania oleju z gorczycy

Tak więc idąc ulicą Św. Barbary doszedłem do budynku, który z zewnątrz jest kwadratowy, a w środku okrągły, potem wzdłuż ceglanego muru kościoła pod wezwaniem Św. Barbary, wokół którego posadowiony był najstarszy opisany warszawski cmentarz. Nie ma już po nim śladu, ale można założyć, że jeśli ktoś miał tam kwaterę, to można go uznać za warszawiaka z dziada, pradziada.

Ale nie polazłem tam zwiedzać Warszawy, wszak już to widziałem wielokrotnie. Na Wspólnej (teraz każda miłośniczka tego serialu będzie tu wchodzić) znajduje się arabski sklep. Nie są to uciekinierzy z tak krytykowanej ostatniej fali. Oni są tu od dawna.

Pamiętam kiedy pod koniec września 2001 roku, w jakiś tydzień po ataku na WTC, gościłem w nim koleżankę przed jej wyjazdem na zawsze. Popijaliśmy sobie herbatkę z anyżem. W tym czasie zadzwonił do niej jej przyszły mąż. NIE, nie musiałem skakać przez okno… jej przyszły mąż był Amerykaninem polskiego pochodzenia. Rozmowa brzmiała mniej więcej tak:

  • Co robisz? – spytał głos zza oceanu
  • Jestem z kumplem w arabskiej knajpce, pijemy herbatę…
  • WYJDŹ STAMTĄD NATYCHMIAST!!! PRZECIEŻ MOGĄ CIĘ ZABIĆ!!! JESZCZE TAM WYBUCHNIE BOMBA!!!
  • Ależ mój drogi, spokojnie, tu jest Warszawa…  (Tiaaaa upłynęło zaledwie 16 lat).

Sklep na Wspólnej jest ogólnie znany. Jeszcze nie tak dawno była tam taka fajna knajpka, ale to stare czasy. Opisy tych czasów możecie znaleźć na blogu trzyrównoważnie

olej musztardowy

A dziś? Wparowałem do sklepu. Z tym sklepem jest jak z knajpami dla tirowców. Jeśli koło takiej knajpy są kierowcy, to znaczy że żarcie jest dobre, bo tam gdzie nie da się jeść, kierowcy się nie zatrzymują. I tak kiedy ja wszedłem w środku były trzy kobiety w chustach wraz z podrostkami patrzącymi na mnie z ukosa. Było też kilku facetów, którzy absolutnie nie zwracali na mnie uwagi, ale ich upierścienione palce (srebro) i zblazowane miny wskazywały na to, że byli to właściciele sklepu.

Jak zwykle w takich miejscach kupuję rzeczy, o których nie mam bladego pojęcia. Tym razem był to olej musztardowy czyli po prostu z nasion gorczycy (zwany też Danbar). Myślałem, że jak olej, to olej… służy do smażenia, sałatek i innych takich. Ale kiedy po powrocie do domu zacząłem przeszukiwać internet to okazało się, że większość internetu opisuje ten olej jako środek kosmetyczny. Np. na włosy… jakby polać sobie tym włosy, to nabierają niesamowitego blasku… jakby nasmarować je masłem, to też będą błyszczeć jak psu…. buda w słońcu. Ponoć arabskie kobiety używają tego oleju aby mieć długie, proste, błyszczące włosy (patrz zdjęcie powyżej).

olej musztardowy

Piszą jeszcze, że po nim rosną włosy, ale nie piszą nic o tym gdzie!?

Są też sporadyczne informacje o tym, że takiego oleju używa się też jako dodatku do pożywienia, ale… znalazłem też kilka, które wspominają o jego bardzo niekorzystnym dla zdrowia działaniu. Dlaczego? A musztarda też jest szkodliwa? Może chodzić o nadmiar…

Już widzę jakie używanie będzie miała Danusia. Kupiłeś, nie wiesz co! I co z tym teraz zrobisz?

No nie wiem za bardzo co o tym sądzić… Jakby ktoś miał jakąś wiedzę, to zapraszam do dzielenia się nią. Nie będę przecież wcierał oleju we włosy, bo to już nie te czasy i mogę nie trafić.

okra

Na szczęście drugi zakup był bardziej trafiony. Zresztą przyznaję, że tym razem wiedziałem czego szukam. Otóż w tym sklepie można kupić okrę – szkoda, że tylko mrożoną, ale cóż – wojna. Okrą jestem wręcz zauroczony od czasu obejrzenia filmu „Zielona mila”. Tam bohater przed egzekucją, jako ostatni posiłek zażyczył sobie ziemniaków z okrą. Już kiedyś pisałem o tym warzywku, więc odsyłam. Część użyłem już następnego dnia. Zrobiłem zupę beja, czyli zupę wodza. Bo bej jak – Tuchaj bej – oznacza właśnie wodza, a nie jak to teraz określa się w slangu ulicznym – bezdomnego lumpa. Od razu ostrzegam, że nie jest to zupa dla wegetarian, mimo że warzyw zawiera dużo: cebula, marchewka, papryczka, czosnek, ziemniaki, szczypior i wspomniana już okra (sałata się skończyła). I choć tureckie korzenie mojej rodziny, to teoria naciągana jak stringi studentki UW, to przepis potrafił mnie przekonać.


1

Organizuję wyjazd treningowy do Chin (Guangfu 2024).
Jeśli podoba Ci się moja działalność – możesz mi pomóc rozwijać moją pasję! Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


tureckie korzenie

Wyszła znakomicie… nawet Danusi smakowała, może odpuści mi zakup oleju musztardowego?

zupa beja made in KO

PS. ponoć pączek też zawędrował do Polski z terenów Turcji…

PS. II (od Danusi) Naprawdę była dobra. Z chęcią zjadłam całą, wielką porcję 🙂

1 komentarz do “Wiem co jem… – zapach arabeski”

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz