Drogi pamiętniczku… nic nie umiem…

Miałem nagrywać, fotografować i pisać. O treningach miałem pisać, ale ciężko jest. Normalnie nie za bardzo mam czas podbiec po aparacik i coś nagrać. A zdjęć na ogólnej przerwie robić nie będę, bo wyjdzie na to, że nic tu nie robimy.

Dzień treningowy w Brennej wygląda tak: Pobudka 6:00. Sala wolna, kto chce może sobie przychodzić.  W tym roku jest spora frekwencja, bo na sali jest 6-8 osób. Ale sala jest duża (50 metrów długości), więc czasami to nawet nie widzę co ludzie po drugiej stronie sali robią. Szczególnie, że światła są wyłączone (to taki trochę nieoficjalny trening) i ćwiczymy w półmroku. Ponieważ od lat korzystam z sali w ten sposób pracownicy ośrodka dobrze mnie znają, dziś rano pani portierka powitała mnie – „o witam rannego ptaszka”  – tak… rannego, ale w głowę. Bo ja na URLOPIE JEZDEM. Pierwszy trening to pełna swoboda. Ja sobie ręce z CJF porobiłem i jakąś formę, Przemek Qi Gong pięciu zwierząt, Arek formę. Potem trochę symbol Taiji, tak w ramach szykowania się na egzamin na IV stopień. Fajnie się ćwiczy, szkoda, że nie mam więcej takich partnerów. Więcej i częściej.

Treningowy rozkład dnia

Na 8.00 śniadanie – nic specjalnego, ale może do obiadu się dociągnie. 9:30 pierwszy oficjalny trening. W moim wypadku jest to albo forma, albo pchające dłonie. W wypadku formy nie ma tak, że ćwiczymy ją w kółko powoli i smętnie. Jest sporo ćwiczeń wzmacniających, coś na kształt Qi Ben Gongu. Qi Gong – Była już kula i prosta wersja I Jin Jingu, którą master pokazał kilka lat temu. W przypadku pchających dłoni jest też centering oraz trochę zastosowań. Teraz w końcu mogę nawiązać do tytułu. Od dwóch dni słyszę same poprawki. Powoli dochodzę do wniosku, że nic nie umiem. Ale to pozytywne jest. Bo zawsze może być lepiej. Jak przestaną krytykować, to będę musiał znaleźć sobie nowych krytykantów.

Po obiedzie jest sjesta – można ją rozpoznać po tym, że Arek chrapie i jest jasno. Jak chrapie i jest ciemno, to znaczy że jest noc i można w końcu zdjąć spodnie, bo dziś już żadnych treningów nie będzie. To czas na uzupełnienie notatek lub telefon do rodziny. W tym roku pogoda jest ładna, więc wypuszczam się na krótkie spacery po Brennej. Na chodzenie po górkach nie mam butów. Jest tam ponoć koszmarne błoto.

rozważania o niewiedzy

Popołudniowy trening, to zazwyczaj kij lub miecz. Ja tego akurat nie ćwiczę, więc po wspólnej rozgrzewce mamy (ja i inni nie ćwiczący z bronią) wydzielony pas sali, na którym możemy się swobodnie realizować (trening jest oficjalny, obowiązuje więc materiał YMAA). Dla mnie w tym roku motywem przewodnim jest fa jin. Tak więc chodzę sobie w te i nazad po sali i pyk, pyk, pyk. Dowiedziałem się, że rotacja bioder jest do…. ,i że bez tego będę wylatywał z pozycji.  Całe szczęście, że mam tu sporo czasu, to sobie przećwiczę. W tym roku Robert ma rękę w gipsie, więc ma sporo czasu na doglądanie takich różnych outsaiderów jak ja i poprawianie ich, zresztą z korzyścią dla mnie.

I tak dzień zbliża się ku końcowi..

jeszcze tylko kolacja, a później, jak już jest ciemno, idę na salę na 10-15 minut poćwiczyć rzeczy, których się wstydzę za widoku. Nie, moi drodzy koledzy, nie latam na golaja z siekierą.

Potem to już tylko dyskusje panelowe w podgrupach, degustacje i dzień dobiega końca. Nie słychać tu wielkiego świata, ani mody, ani polityki. Fajnie jest.

Na koniec dwie fotki które udało mi się zrobić na sali.

kij – grupa początkująca
SNC00041
Najmłodsza grupa Shaolinu. Prowadzi Miguel Palma. Instruktor z Azorów

0 komentarzy do “Drogi pamiętniczku… nic nie umiem…”

  1. KO, czy mógłbyś ze dwa zdania napisać o Qi Gong pięciu zwierząt (co Przemek ćwiczył). Czy to było nauczane kiedyś przez Twojego mastera i macie takie formy w programie YMAA? Takie rzeczy mnie ciekawią i pojechałbym kiedyś na warsztaty z Wu Qin Xi.

    Odpowiedz
  2. Krzysiu,
    czy na zdjęciu najmłodszej grupy są „małe Wąsiki”? Jeśli tak, to czas pędzi jak szalony…

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz