kro-KO-dyl w krainie Kingi

Ten krokodyl to niby ja, a Kinga to instruktorka od kettli , czyli Kinga Kubica. Ale po kolei.

Kinga Kubica. Potrafi zabić (kettlem) z uśmiechem na ustach.

W niedzielę prowadzę zajęcia na plaży (serdecznie zapraszam w każdą niedzielę o 11:45), a tydzień temu okazało, że w tym samym czasie na sąsiedniej plaży prowadzone są treningi z kettlami. Kettle dobra rzecz, a jak już jest okazja poćwiczyć pod okiem kogoś kto się na tym zna, to trzeba skorzystać. Tak więc skorygowaliśmy godzinę rozpoczęcia zajęć (stad 11:45) i dzięki temu miałem czas wpaść i samemu pomachać.

Instruktorkę spotkałem stojącą nad … taczką pełną kettli, po tym poznałem, że to ona ma prowadzić. Filigranowa, ładna blondynka… qrcze podświadomie liczyłem na faceta!!! Nie dlatego, że nie lubię kobiet. To ogólnie tak, że ja wiedziałem, iż nie będę nadążał za ludźmi którzy ćwiczą często i chyba łatwiej jest mi znieść zniesmaczony wzrok faceta niż kobiety.

Trening z odważnikami rozpoczynamy porządną rozgrzewką. Dużo porządniejszej niż ta którą stosujemy na Tai Chi. Nie ma lekko, dobra rozgrzewka to mniejsza szansa na kontuzję. Ale żeby pompeczki w piachu (przypominam zajęcia odbywały się na plaży) i truchcik? Tak od razu? Na pierwszej randce? W połowie zajęć byłem oblepiony nadwiślańskim piachem. Piach sypał się ze mnie się jeszcze z godzinę po, niczym z bohaterki Kill Bila kiedy wydostała się z własnego grobu .

Robiliśmy różne rzeczy ;). Jak zwykle, nie będę opisywał ćwiczeń. Opisy są bez sensu. Skupię się nad tym, co średni adept Tai Chi z brzuszkiem 🙂 lub nawet taki bez (choć o takiego wcale nie tak łatwo) może z takiego treningu wynieść. Oczywiście poza wynoszeniem kettli – ale tego nie polecam, bo instruktorka Kinga wygląda na taką, która swoje odważniki bardzo lubi.

siła w Tai Chi

Teraz po kolei co kettle mogą nam dać…

To przede wszystkim to konieczność utrzymywania napięcia w plecach, brzuchu i innych częściach ciała. Umiejętność ta to nieco bardziej siłowa (no dobra, dużo bardziej siłowa) wersja, tego co robimy ćwicząc formę czy cokolwiek innego. Bez tego forma jest rozlazła jak żaba spod tirem.

Kettle na plaży
załapałem się na fotce

Druga rzecz to umiejętność pracy z ciężarem. Obycie się ze stosowaniem realnej siły. To koszmarna przypadłość sporej grupy Taiczystów. Piękne ładne formy i jak przychodzi co do czego, to nie wychodzi, bo odbijamy się od przeciwnika. A przecież przeciwnik to taki większy kettl – umiemy szarpnąć odważniki będzie łatwiej szarpnąć panem Zenkiem, bramkarzem w ciechocińskiej dyskotece.

Jeszcze jedną, dla mnie niebagatelną zaletą jest wyrabianie sobie umiejętności oddychania. Niestety ćwicząc sama formę wydaje nam się, że potrafimy oddychać poprawnie. A tu niestety, kiedy wykonujemy tą samą sekwencję w sytuacji kontaktu z partnerem (i to jeszcze, nie daj Boże, oporującym) to okazuje się, że wstrzymujemy oddech. Obciążenie bardzo szybko zweryfikuje nasze jakość naszego oddychania.

naprawdę nie wiem co wybrać

oddychanie

Z tym oddychaniem to było tak. Na koniec robiliśmy coś co (z węgierska) nazywało się „Czalendż”: dziesięć serii po dziesięć powtórzeń ćwiczenia, które to się nazywa swing, tylko przerwy coraz krótsze – najpierw 10 oddechów potem 9, 8 i tak dalej niczym w Sistiemie. „Luzik” – myślę sobie – w dziesięć oddechów to można sobie kanapkę zrobić. Jedziemy pierwszą serię. Koniec i oddycham. Jeden, dwa, trzy, cztery… i pada komenda „druga seria”.

  • Gdzie druga? – protestuje nieśmiało – miało być dziesięć oddechów, ledwo cztery zrobiłem!
  • Dziesięć moich oddechów – poprawiła instruktorka Kinga – Ja oddycham jak myszka…

No żesz ty, przy takim tempie oddychania to ja płuca wypluje. Ale udało się, nie wyplułem, Choć ostatnia seria już nie leciała tak wysoko jak pierwsza.

Żeby nie było, że pieje z zachwytu. Mamy w swoim arsenale ćwiczenia które pozwalają nam pracować nad siłą. Kula, Yi Jin Jing… tylko czy je ćwiczymy? Pięć metod rozluźniających… tylko czy nie czujemy do nich jawnej niechęci.


1

Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział. Postaw mi kawę (kliknij obok).

Dziękuję, że rozważasz wpłacenie datku na mój projekt.

Zbieram fundusze na wyjazdy treningowe do mistrzów mieszkających w Azji. Zamierzam studiować Tai Chi i Pchające ręce, by móc je później praktykować i przekazywać dalej tu w Polsce.

Każda, nawet najmniejsza wpłata, przybliży mnie do tego celu. Będę za nią bardzo wdzięczny.


Pewien czas temu rozmawiałem o kettlach z moim ticzerem od Chuo Jiao Fanzi. On spytał się wprost, a co Ty w tym widzisz fajnego? Masz przecież Yi Jin Jing. Więc nie mam zamiaru traktować kettli jako zamiennika ćwiczeń o których pisałem wyżej. Zbyt mnie rajcuje Yi Jin Jing. Ale taki wakacyjny kurs, może być przyjemny i pouczający.

Za tydzień znów się pojawię. A co?! Ktoś w grupie musi być najgorszy.

768477
WTF! wedle netu – to też kettle…

Ps. Dzisiaj nie było jednej drobnej, a przyszło trzech dużych sadystów… dla których najważniejszym ćwiczeniem była deska. I jeszcze, okazało się, że to moi sąsiedzi…

2 komentarze do “kro-KO-dyl w krainie Kingi”

  1. DŻizus! Błąd 403 i mi wcięło odpowiedź!

    Kinga K, pomyślałem, i faktycznie Kinga K. ale nie ta :>

    Na marginesie, czy Wy nie boicie się ganiać ludzi w taką pogodę w samo południe? I mean.. tai chi ćwiczy się o 6 rano i o 6 wieczorem 😉 KO się ubezpieczył jako trener?

    Odpowiedz
    • Bład 403 – Błąd dostępu – dostęp zabroniony. Ktoś śmiał? 😉

      No ciepło jest, trzeba przyznać. Ubezpieczenie oczywiście zrobiłem.

      Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz