Już kiedyś pisałem o podobieństwie pomiędzy kaligrafią i treningiem Tai Chi. Ale obecnie, na intensywnym szkoleniu organizowanym przez Andrzeja Kalisza w ramach Akademii Yi Quan, uświadomiłem sobie, że te analogie są dużo szersze niż tylko krągłości występujące zarówno w ruchach jak i literach.
Wszystko miało miejsce jeszcze w pierwszej części szkolenia, na której szlifowaliśmy Qi Gong (długo to w mięśniach czułem). Gorąco było i mózgi nam parowały. Na szczęście Andrzej czasami pozwalał nam odpocząć, opowiadając co nieco o Qi Gongu, historii i takich tam nietreningowych (wydawać by się mogło) duperszmitach.
Jedną z poruszanych kwestii było omówienie terminów „Otwarcie” i „Zamknięcie”. Po chińsku to będzie „Kai” I „He”. Jest nawet taka technika w trzydziestosiedmioruchowej formie stylu Hao, która dokładnie tak się nazywa. To, że nie do końca można identyfikować ten ruch z ruchem dłoni, wiedziałem. Ciekawostką „językową” było to, że tych samych terminów używa się w literaturze i sztuce.
otwarcie i zamknięcie
Otóż każdy utwór literacki powinien mieć cztery części czyli tak pokrótce: wstęp, rozwinięcie, kulminację i zakończenie. Jeśli któregoś z tych elementów zabraknie, utwór literacki jest niczym serial „Klan”, czyli do dupy. I co to ma wspólnego z Tai Chi? Otóż po chińsku te cztery elementy nazywają się Chi Chen Kai He. I można byłoby powiedzieć, że każda technika w formie powinna właśnie z takich elementów się składać, ale żeby umieć włożyć te wszystkie elementy do formy, trzeba zwolnić. Przekonałem się o tym na drugiej części „obozowej”. W drugim tygodniu treningów ćwiczyliśmy Tai Chi (dla zdziwionych – tak, ćwiczę Tai Chi).
Treningi były podzielone na dwie części. W pierwszej uczyliśmy się nowej formy, na drugiej szlifowaliśmy „stary” materiał. Wszystko oczywiście stylu „Hao”. Ta nowa forma to dwudziestosześcioruchowy set, ułożona niedawno „na zlecenie”, jako materiał dla seniorów. Seniorzy seniorami, a jeśli chodzi o mnie, to ja specjalnie nie widzę różnicy – mogę ją robić „nie po emerycku”. Jest co prawda pozbawiona wszystkich pozycji na jednej nodze i „obniżania”, jest taka „delikatna”, niczym dyg piętnastolatki na akademii majowej, ale Tai Chi to Tai Chi – można je robić nawet nieruchomo.
Ale nie to jest ważne. Bo pewnie ktoś spyta: „Po jaki gwint Ci nowa forma?”. Szczególnie, że tak naprawdę to ona ma niewiele nowości. Ot, inne zasady numerowania technik i ogólnie jest krócej. Ale prawda jest taka, że ja skorzystałem z okazji, by uczyć się formy od nowa, bo szkolenie jest dla osób początkujących. Okazało się więc, że wielu faz, które są niezbędne – nie robię. I teraz mam okazję i większą świadomość, że należy tych smaczków szukać. W kilku miejscach pojawiły się te, których wcześniej nie było.
forma na skwerku
Wróćmy jednak do literatury i kaligrafii. Tak przy okazji okazało się, że nie tylko w utworze literackim możemy doszukiwać się czterech etapów. Taki sam podział funkcjonuje przy pisaniu/malowaniu chińskiej kaligrafii. Tam każdy znak również musi mieć swój wstęp, rozwinięcie, punkt kulminacyjny i zakończenie (wygaszenie). I to mi przypomniało moje poprzednie porównanie do pisania, bo sposób ćwiczenia powinien być ten sam. Nie tylko krągłość ruchów, nie tylko umiejętność płynnego przejścia z techniki do techniki, ale przede wszystkim dynamika, treść z wyraźnie widocznymi fazami. Czasami nieomal nieistniejącymi lub wręcz wyolbrzymionymi, ale obecnymi.
I jeszcze: jeśli utwór (technika) składa się z czterech elementów i każda litera (znak) składa się z czterech elementów, i w rezultacie każda linia (pociągnięcie) również składa się z czterech następujących po sobie elementów, to może wystarczy nauczyć się tej przemiany oraz nie pomijać żadnej z tych faz następujących po sobie i to będzie to, co jest mi potrzebne? Teraz rozumiem, dlaczego mistrz Zhai powiedział, że on już form prawie nie ćwiczy i że wystarczy mu pięć ćwiczeń do praktykowania. Ja mistrzem jeszcze nie jestem (jak to na Legii śpiewają: „Nie ma i nie będzie!!!”) i na razie potrzebuję narzędzia, żeby się nauczyć tych przemian. Jeszcze nie czuję się na siłach, by porzucić taką praktykę.
Porównanie treningu do chińskiej kaligrafii jest fajne, takie klasyczne. Problem polega na tym, że nam zupełnie obce, bo i kaligrafia u nas wygląda inaczej, nieco mniej w niej wolności na rzecz powtarzających się form. Ale może jest inny przykład trochę lepiej znany? Może porównać trening do silnika spalinowego? Pamiętacie jak na początku uczyliście się ćwiczyć na zasadzie wdech, wydech? Wdech – ręce tu, wydech – ręce tu. Dobra, dobra. Ja mam w notatkach treningowych całe rozważania nad punktem przemiany wdechu i wydechu…
machanie mieczem
Taki czas miałem w swoim życiu i nie będę udawał, że nie, bo to nieuczciwe by było. Ale teraz wiem, że wtedy ćwiczyłem jak silnik dwusuwowy, Praca, wydech, praca, wydech i całe moje ćwiczenie było jak jazda trabantem. Pierdzi, dymi, śmierdzi i ledwo się toczy, a pod górkę się męczy jak ja, kiedy oglądałem „Przeminęło z wiadrem”. Potem zrozumiałem, że muszę pracować niczym silnik czterosuwowy — ssanie, sprężanie, pracy i wydech. A zrozumiałem to, kiedy uczyłem się do zastosowań i okazało się, że kiedy pomijam jakąś fazę ruchu, to zastosowanie nie wychodzi.
A my, myślimy szybciej niż nasze ciało za tym nadąża. Koniecznie chcemy efektów już, teraz, natentychmiast i zapominamy o neutralizacji, wykorzenieniu. A szanowna komisja chowała twarz w dłoniach i mówiła: „Nie, nie… jeszcze nie tak”. Ja nawet mam trochę żalu do mistrza Yang Jwing Minga. Za co? A że mnie puścił na tym egzaminie z aplikacji. Powiedział: „Rozumiem ideę, ale nie wykonanie”. A powinien mnie, niczym rusycystka w trzeciej klasie, oblać i powiedzieć: „Poszukaj jeszcze „Wstępu” i „Rozwinięcia”, bo samej „Kulminacji” i „Zakończenia”, to ja czytać nie będę. Robisz to jakbyś bez „dzień dobry” i gry wstępnej przechodził do…”. Dobra… Nie będę brnął, może jednak powinien mi powiedzieć coś o „Ssaniu” i „Sprężaniu”. Nadal go oczywiście bardzo lubię i szanuję, ale co mu wtedy szkodziło? Fakt, że ja, jak ten głupi cieszyłem się z tej drugiej tasiemki niczym głupi z gomółki sera.
dwa nagie miecze
dwa nagie miecze
1
Organizuję wyjazd treningowy do Chin (Guangfu 2024).
Jeśli podoba Ci się moja działalność – możesz mi pomóc rozwijać moją pasję! Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Co dalej? Może tych cylindrów jest więcej? Może „Praca” napędzana jest przez „Wydech” innego cylindra? Standard to cztery cylindry, ale może to V8 z jego basowym „sexi” pomrukiem? A może analogią jest silnik Wankla, gdzie wszystkie fazy następują jednocześnie?
A może moje rozważania są bez sensu? Silnik Wankla ma duże problemy ze szczelnością, a w europejskiej teorii literatury wyróżnia się aż siedem elementów dobrze skomponowanej prozy. I znowu nic do siebie nie pasuje… Tak se to napisałem, nie przejmujcie się tym specjalnie…
„tu przeciągamy się niczym ptaki, a jak ptak, to robimy” od razu pomyslalem o czyms innym co robia ptaki 😀 raz na bialo raz na szaro hahah
Oczywiscie bez urazy 😉
🙂
Masz zdjęcie pani rusycystki? 🙂
brrr… nie przypominaj mi.
O, to zrób jej „me too” 😉
„Silnik Wankla ma duże problemy ze szczelnością” – nie jest problemem idea silnika Wankla, ze szczelnością mają problemy materiały wykorzystywane do budowy, więc analogia wydaje się być całkiem dobra jeśli jest się materiałem a dąży do ideii ?