Jak o mało nie zostałem Joginem…

Przyznam się. To jeszcze w Nagawkach było.

Jednego dnia rano, przed śniadaniem, jak zwykle na takich wyjazdach, wyszedłem poćwiczyć na dwór (tłumaczę poznaniakom i krakusom, że na pole). Okazało się, że zastałem tam zimny, przeszywający wiatr, a ja nie wziąłem bluzy. Nie chciałem się już kręcić po pokoju, by nie zbudzić Danusi (to by się mogło źle dla mnie skończyć), więc poszedłem na salę lustrzaną, na krótką lekcję Jogi, którą prowadziła Anastazja. Poszedłem tam z oporami, bo początkowo miałem ochotę pohasać nieco nago po polach, albo po lasach, ogólnie poobcować z naturą… Ale zimno było, a tu blisko Lipce Reymontowskie, jakbym spotkał Jagnę, to wstyd i poruta zanim bym się wytłumaczył, że to z zimna, to całą moją legendę szlag by trafił.

pies z głową w dół
coś tam z głową w dół…

A więc wchodzę na salę ze strachem niejakim. Moje dotychczasowe doświadczenia z Jogą były bardzo złe. Bolało, na siłę usiłowano mi powyłamywać stawy. Zdecydowanie bardziej wolę sprawiać ból innym. A poza tym widziałem poprzedniego dnia kilka asanów w wykonaniu Anastazji, i bałem się że jak zaplączę się we własne nogi, to tak zostanie mi do końca życia. A głupio tak umierać zaplątanym we własne nogi … bo tak we własne, to siara.

KO jako jogin

Ale nie było tak źle, najtrudniejsza do wykonania była krowa, a może to się nazywa pysk krowy? Nawet do niej nie startowałem… mógłbym zepsuć powietrze w tak pięknej sali. Reszta to sporo rozciągania połączonego z oddychaniem. Taką Jogę mógłbym polubić. Zaczęliśmy od masażu twarzy, uszu i rozruszania języka. Nawet przez chwilę udało mi się poleżeć na podłodze, ale nie dane mi było przyciąć komara. Za chwilę była foczka, znów chwilę na podłodze, i znów, i znów. A wszystko okraszone ładnym uśmiechem prowadzącej.

...i wieloryb z brzuchem do góry jogin
…i wieloryb z brzuchem do góry

… i to nie był koniec. Następnego dnia, z pewną dozą nieśmiałości, znów się pojawiłem. Z elementów, które są nierozłącznie kojarzone z Jogą, było „Powitanie słońca” – może gdyby nie brzuch, to by nie było tak koszmarnie. Ale już lew?! Lew zły, lew przyjazny… mam nadzieję, że żadne fotki z tego się nie pojawią. Na koniec Anastazja pokazała mi kilka ćwiczeń, które mogą pomóc rozciągnąć pewne partie pleców, które zbyt często mnie bolą.


1

Organizuję wyjazd treningowy do Chin (Guangfu 2024).
Jeśli podoba Ci się moja działalność – możesz mi pomóc rozwijać moją pasję! Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.


Ps. a propos wieloryba z brzuchem do góry – obyło się bez Greenpeace, sam o własnych siłach wypełzłem z sali.

0 komentarzy do “Jak o mało nie zostałem Joginem…”

  1. A ja na swoim mazurskim wypadzie trafiłem na zajęcia z „kregosłupa” :). Oczywiście nie dałem rady zrobić wszystkiego, tak jak życzyłaby sobie prowadząca (od jog, fitnesów, pilatesów i jeszcze po rehabilitacji na AWF 😉 ), ale i tak nie było źle :). Co było fajne to to, że wiele ćwiczeń na serio bardzo przydatnych dla taijiowców i nie tylko 🙂

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz