Sobotnie popołudnie… Danusia idzie spotkać się z koleżankami, zwyczajowo obgadywać męski ród, więc nie ma na co czekać. Krótka Wymiana SMS-ów z Rodorem i jest decyzja — ruszamy na laski!
Oczywiście wiadomo… gdyby to była prawda nie pisałbym o tym tak otwartym tekstem. Może kiedyś przy ognisku, po cichu snułbym opowieści w gronie kumpli, ale nie w tych okolicznościach. Nie jestem samobójcą. Ile zatem prawdy w tym, co napisałem? Otóż praktycznie wszystko, bo sobota, Rodor i laski.

Czyli wszystko już w zasadzie wiadomo, pojechaliśmy na seminarium organizowane przez L’ExtremeEst szkoły próbującej na polskim gruncie zaszczepić francuskie Savate. O samej szkole już trochę pisałem (przy okazji seminarium z bicza), ale pewnie będzie też ku temu niejedna okazja. Tym razem chłopaki zorganizowali seminarium, które w założeniu miało być wstępem do treningu. Tylko że laski wzięły się z od francuskiego la canne, czyli laski spacerowej, dżentelmeńskiej. Pomimo tego, że chodziło o sztukę walki, to organizatorzy poczuli się trochę i zafundowali nam koedukacyjną szatnię. A że ćwiczenia odbywały się w budynku szkoły tańców egzotycznych, to sami rozumiecie.
Seminarium poprowadził Marcin Bąk. Według internetu to historyk i dziennikarz. To widać, bo wykład, od którego rozpoczął prawie 4-godzinny trening, pełen był odniesień do przeszłości, ale przy okazji nie nudził. Jest też trenerem szermierki, zarówno sportowej, jak i historycznej. To też widać, bo nie pozwolił się nam nudzić, przy okazji wyłapywał wszystkie nasze błędy i konsekwentnie je poprawiał. Nie tylko wymagał poprawnego wykonania, ale jeszcze tłumaczył dlaczego należy tak, a nie inaczej. Jest też sędzią sportowym i reżyserem walk szermierczych na potrzeby między innymi filmu. Ciekawe czy widziałem jakieś jego produkcje, niestety nigdy nie interesowałem się nazwiskami. Poza tym wszystkim widać, że ta tematyka go jara. I dobrze. Idealny zestaw na dobrego ticzera.
Marcin Bąk
Było nas raptem dziesięciu — czyli warszawski standard. Temat ciekawy, prowadzący dobry, cena przystępna – to mało kogo to interesuje (frekwencję ratowali przyjezdni). Do końca dotrwało nas już tylko ośmiu, ale luzik… krew się nie polała. Poza tym, że naprawdę nie mogę wyjść ze zdziwienia, że w prawie dwumilionowym mieście nie ma więcej ludzi, którzy chcieliby coś takiego poćwiczyć. Muszę przyznać, że warunki do treningu mieliśmy wyjątkowo ekskluzywne.

Może trochę odbiegnę od tematu. Dla mnie ten trening był czasem odkrycia, że w zasadzie wszystko jest do siebie podobne. Może poza pozycją, która sprawiała mi wyraźne problemy (lewy bark ciągle mi lazł do przodu, a lewa noga za nic nie chciała się prostować przy zejściu w dół (pasatta-sotto).

Jednak już poruszanie się wychodziło mi lepiej. Ruch jest podobny jak w Chuo Jiao Fanzi, ruch kolana przy cofaniu się podobny jak Lao Jia. Trening poruszania się identyczny jak w boksie i karate. I widać było, że nie tylko ja tak miałem. Każdy z nas coś ćwiczył, czymś w życiu machał. Grupa szybko łapała terminologię i sens ćwiczenia.

Przy okazji rozgrzewki miała miejsce taka humorystyczna sytuacja. Prowadzący zwrócił mi uwagę, że pozycję mam za szeroką. No to ją zwęziłem, ale jak mijał mnie jeszcze raz, to ponowił swoją uwagę. Patrzę ja w lustro (bo na sali mieliśmy lustra) i jak jeszcze raz pozycję zwężę, to będę stał jak baletnica na obrazach Moneta. Dopiero sceniczny szept Rodora uświadomił mi, że jego szerokość to moja długość :).
pasatta-sotto
Mimo wszystko ludzie, którzy mieli już coś wspólnego z europejską szermierką, chwytali szybciej. Mnie jeszcze trochę czasu zajmie zanim przyswoję sobie numeracje bloków (ups… sorki, Marcin poprawił mnie, że bloki to są w karate, tu są zasłony). Odniosłem wrażenie, że usłyszałem delikatny wyrzut. Dobrze, pewnie ta terminologia ma jakiś głębszy sens. To wszystko wymaga czasu i praktyki. Kiedy chodziłem na boks (niestety nie mam gdzie go teraz wcisnąć), to na początku też nie rozumiałem, jak ma wyglądać kombinacja, którą będziemy ćwiczyć. Z czasem łapałem coraz szybciej.

Ćwiczyliśmy z plastikowymi prętami dostępnymi w każdym sklepie ogrodniczym (2.40 PLN sztuka). Dobre do treningu, choć kilka z nich połamaliśmy w ferworze ćwiczeń. Standardowo ćwiczeń opisywać nie będę, bo to przez internet nie ma sensu. Tak naprawdę cała podstawowa wiedza z szermierki laską podobna jest do boksu. Kilka technik kilka obr… tfu zasłon. Sztuka pojawia się wtedy, kiedy potrafimy z tych kilku klocków budować kombinacje i połączymy to z poruszaniem się. Reszta to umiejętność oszukania przeciwnika w sparingu.
Słów kilka jednak o końcowej części spotkania będzie.
Jak wszystkim wiadomo (w każdym razie tym siedzącym „w temacie”) szermierka kijem, to pochodna szermierki bronią białą. Ma swoje ograniczenia, jak i zalety, ale to szpada, rapier i szabla leżą u podstaw okładania się kijem. A ponieważ Marcin Bąk jest sędzią i trenerem szermierki go-now (mimo angielsko brzmiącej nazwy, to polski wynalazek), to mieliśmy okazję spróbować tego fajnego sportu. Na początku zaczęliśmy od szabli. Bezpieczna broń, plastikowe szable obciągnięte pianką i materiałem. Dozwolone tylko cięcia (ale nie pamiętam czy dla naszego bezpieczeństwa, czy to taka formuła). Oczywiście pełne maski szermiercze – mimo wszystko łeb tym można rozwalić. Krótkie walki do trzech trafień. Fajna, szybka formuła treningu (sportowo jest trochę inaczej).
szermierka kijem

Pierwszy pojedynek z Rodorem. Obaj znamy się już trochę, więc mieliśmy więcej odwagi wobec siebie. Nawet udało mi się wygrać, choć Rodor twardo stawał.
W drugim podejściu za przeciwnika miałem już jednak szermierza (chłopak ćwiczył w jakimś bractwie czy coś tam rekonstruował). I tu już było gorzej. Choć raz mi się udało go dosięgnąć. Co ciekawe, sędzia tego pojedynku powiedział, że pchnięcia mi dobrze wchodziły w cel, ale ponieważ zakazane, to się nie liczyły. Pewnie na razie formę Tai Chi stylu Wu rozumie tylko przez pryzmat pchnięć, może za czas jakiś to się zmieni. Cieszy mnie jednak to, że pomimo braku ćwiczeń z partnerem w mojej praktyce z mieczem, to cokolwiek mi wyszło.
Na koniec coś, co sprawiło mi największą radochę. Imitacja dwuręcznego miecza. Na początku nie miałem zamiaru próbować. Marcin coś mówił o tym, żeby uważać i żeby nie brutalizować. Ponieważ jakoś nikt się nie kwapił do testu. Więc co mi tam… opłacone, może nie będę już nigdy miał okazji spróbować?

Naprzeciwko mnie chłopak chyba ze dwa razy młodszy i dwa razy lżejszy, ale miecze mamy identyczne. Przegrałem. Trzy do dwóch. Profesjonalnie sędziował Marcin. Raz nawet użył zapisu magnetycznego, żeby rozstrzygnąć niejasność. W roli VAR wystąpił telefon Rodora i to na moją korzyść.
La canne de combat
Fajne to było i pouczające, choć formuła dopuszczała trafienia wyprzedzające, a dla mnie to wada. Cóż z tego, że trafimy kogoś na pół sekundy przed tym, kiedy on trafi nas? W walce sportowej nawet jeśli lekko kogoś drasnę, a on mi rozpruje bebech to i tak punkt jest po mojej stronie. A przecież to nie jest dobry kierunek. Dlaczego zrezygnowano z zasady, że obrona przed trafieniem jest wymagana? Wiem, że walki by się wydłużyły w nieskończoność.
Czas mijał szybko. Do domu wróciłem naładowany pozytywnie. Podobało mi się. Niestety, tak jak boksu to i la canne de combat nie wcisnę już do swojego kalendarza, ale będę wypatrywał następnych okazji takich jak ta. Sam też pewnie coś poćwiczę.
An guard!

Na zdjęciach i filmikach widać wyraźnie, że nie tak łatwo przestawić „ciało” na inne pozycje – nasze zawsze bardziej przypominają gong bu, ban ma bu czy pu bu, niż te szermiercze :D. Sędziowanie pojedynków jest mocno kontrowersyjne ze względu na tak dużą dynamikę ruchu, że ludzkie oko bardzo często zawodzi :), dlatego lepiej by było walczyć „do pierwszej krwi” ;). Piszę się na kolejne seminaria :)…..
Zastanawiam się czy trzeba być aż tak kanonicznym. Ćwiczysz to co ćwiczysz i Twój krok (za przeproszeniem) jest typowy dla Twojego systemu. Czy należy go modyfikować pod potrzeby innego.
Następne spotkanie ma być poświęcone zapasom. To chyba nie moja bajka. Spoceni faceci, turlający się po macie? Ale będę obserwował ich aktywność.
Moim zdaniem nie trzeba być aż tak kanonicznym. Luźna uwaga wynikająca z obejrzenia zdjęć i filmów 🙂 dająca obraz tego jak specyfika treningu wpływa na motorykę człowieka 🙂
Bruce tez z zachodnich sztuk najbardziej cenil boks i szermierke i czerpal z nich garsciami
Dobrze jest być w dobrym towarzystwie
dobrze jest poszerzac wiedze szkoda tylko ze nie bardzo mozna ja zglebiac