Dużo by można pisać na temat stosowania siły w treningu Taiji. Taka obiegowa opinia mówi, że siła jest niepotrzebna, bo to Taiji jest, a tam się wszystko robi na rozluźnieniu czyli bez siły. Dużo osób nawet specjalnie po to wybiera właśnie taki rodzaj zajęć. Bo to tak spokojnie wygląda. Ale jak tu porządnie wykonać sekwencje, jak w połowie nóżki bolą, plecy i pozycja od razu myk do góry. Albo plecki zaczynają boleć i od razu pochylenie się zaczyna. A od tego plecki bolą jeszcze bardziej. Jednym słowem, to co nam miało dodać siły, z jej braku (tej siły) nie działa.

Oczywiście taki trening siłowy, jakim go sobie wyobrażamy – przerzucanie setek kilogramów żelastwa – jest bez sensu, bo to rzadko trening na siłę jest. Duże mięśnie będące efektem takiego treningu, to dla adepta sztuk walk problem. Potrzebują dużo tlenu, spowalniają ruchy i zmniejszają ich zakres.
W Taiji i w innych SW potrzebna jest nieco inna siła. Jedną z możliwości pracy nad taką siłą są ćwiczenia statyczne (np dzwon), albo trochę bardziej dynamiczne, ale nadal bardzo powolne ćwiczenia z siłą oporującą. Po nieco przydługim wprowadzeniu dochodzimy do dnia dzisiejszego w Brennej. Otóż treningi prowadzili dziś do spółki Bartek i Zbyszek. Zbyszek dostał za zadanie nas zamęczyć, choć chyba nie trzeba go zbyt mocno do tego namawiać. On to lubi. Tak więc była klasyka – żelazny most, i coś w stylu modern czyli pistolety w odmianie kazaczok. Tego ostatniego nie robiłem, bo do niego z deczka za ciężki jestem. Na koniec „fizyki” (tak w taiczurskim slangu nazywany jest trening siłowy) były wspomniane w tytule ćwiczenia z partnerem.
Ćwiczenia
1 Obaj stajemy na przeciwko siebie tak, żeby wyprostowane ręce stykały się dłońmi. Jeden naciska, drugi się poddaje, a potem jedziemy w drugą stronę.
2 Jeden z partnerów zaplata dłonie z tyłu głowy (jak do cięcia siekierą) i prostuje ręce, a druga osoba oporuje.
itd.
Mistrzem tego typu ćwiczeń jest znajomy mojego znajomego. Pan Jacek, który hobbystycznie zajmuje się ogólnie pojętą kulturą fizyczną. Andrzej czasami sprzedaje nam nowinki ze „stajni” pana Jacka, które ja skrupulatnie zapisuję w swoim pamiętniczku i oczywiście od czasu do czasu praktykuje.
Organizuję wyjazd treningowy do Chin (Guangfu 2024).
Jeśli podoba Ci się moja działalność – możesz zostać moim mecenasem! Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Mogłoby się wydawać, że takie ćwiczenia są niemal identyczne z przerzucaniem żelastwa na siłce, ale ja naprawdę czuję różnicę. Po pierwsze pracujemy z siłą „żywą”, a więc swojej używamy tylko tyle ile trzeba. W przypadku obciążnika w atlasie wygląda to zupełnie inaczej. Po drugie na siłce bardzo często są to ćwiczenia na wyizolowane partie mięśni. Przy ćwiczeniach z partnerem łatwiej jest zaangażować całe ciało. Nie chcę w czambuł potępiać całej siłowni. Nie lubię jej, bo tam śm… dziwnie wania. A takie ćwiczenia z partnerem to i taniej, i na świeżym powietrzu można uskuteczniać. Czego Wam i sobie życzę :)))
Oki, ale -nie wiem, czy dobrze zrozumiałem- dynamiczne-szybkie ćwiczenia są nie dobre?
siłka jest zła… ale dynamiczne – skoki, czy giria jest dobra…
..aż musiałem sprawdzić, co to giria. 🙂
Tak chciałem błysnąć slangiem
Ale uprościłeś i to ciut za mocno. Bo wychodzi, że wszystko, co na siłowni się robi – to kulturystyka. A tam można pracować najróżniej, przecież cała masa sportowców trenuje na siłowni.
Z kettlem też można robić ćwiczenia, które robi się w tempie b. wolnym (choćby moje ukochane tureckie wstawanie, które jako żywo ma pochodzenie zapaśnicze), a które pięknie poprawia stabilizację, ćwiczy core (modne ostatnio określenie ;)), poprawia koordynację wewnątrzmięśniową i jeszcze parę rzeczy pewnie. Poza tym, to do dynamicznych zabaw typu kazaczok też warto mięśnie i stawy przygotować i wzmocnić i to raczej nie dynamicznie, bo po prostu szkoda narażać się na kontuzje.
Krótko mówiąc – trening siłowy pod szeroko pojęte MA ma prowadzić do wzrostu siły i wytrzymałości siłowej i nie ograniczać zakresu ruchu. I to się z całą pewnością da zrobić. A czy wykorzystuje się do tego sprzęt, czy własny ciężar/partnera, to tylko kwestia możliwości i preferencji. Ciężary, zwłaszcza wolne mają tu swoje miejsce i nie bez kozery – po prostu najłatwiej i najbezpieczniej idzie na nich regulować obciążenia. Oczywiście gumy, kettle, drążek, liny, maczugi, cięższa broń, piłki, worki bułgarskie i inne wynalazki też znajdą zastosowanie.
…a i tak tajczysta się skrzywi i powie, że on przecież ino energiom i no może ewentualnie te przysiady zrobi, ale nie za dużo, bo to przecież nie może być tak, że ma po treningu zakwasy w odwłoku :>
Tak – uprościłem. Ja po prostu nie lubię ćwiczeń na sprzęcie. Na wszelkiego rodzaju atlasach. To dla mnie zło. Bo i nudne i czasami atlas wykonuje kupę roboty za nas (np stabilizuje pozycję, daje oparcie). Pewnie nikt mi tego dobrze nie pokazał i stąd moja opinia.
A poza tym, ja bardziej cenię trening z partnerem albo z prostymi improwizowanymi czasami przyrządami a najlepiej jak na świeżym powietrzu.
Z tym podejściem taiczystów trochę się zmienia. Oczywiście nadal większość ludzi preferuje przepływy energii ale pojawiają się już Ci którzy „lubiom” się spocić.