Akademia On-line
Guangfu - miasto Tai Chi,
treningowa podróż życia


Wykład i praktyka

Nowa nabór na trening Tai Chi
Warszawa Powiśle


kameralna grupa

Skaryszewskie spotkania
z Qi Gongiem


(Działamy dalej!!!) w każdą środę 10:30-12:00

Brusiakowe Tai Chi

Parcie na piksele, to ja miałem od dawna. Moja chęć zaistnienia w internetach objawiała się w pisaniu tekstów. Po latach zrozumiałem, dlaczego nie jest to tak popularne? Dlaczego ludzie, którzy przynajmniej w teorii, powinni mieć coś do powiedzenia, tego nie robią? Prawda jest taka, że z tymi tekstami trzeba się kiedyś zmierzyć. Prędzej czy później ktoś Ci zarzuci: „Ty!!! A szesnaście lat temu, to napisałeś zupełnie coś innego niż teraz!”. I jak tu grać rolę tego, co na całej wsi najwięcej wypić potrafi? Jak udawać człowieka, który od lat podążał jedyną słuszną drogą? No nie da się.

Postanowiłem zatem zmierzyć się ze swoim tekstem, który pracowicie wydziergałem w 2009 na stronę warszawskiego oddziału YMAA. Szczególnie, że po przeczytaniu biografi Bruca Lee, jestem mądrzejszy nieco bardziej. Jeśli ktoś chce się ze mnie pośmiać, to oryginalną wersję tekstu można znaleźć na stronie nieodżałowanego Tomka Grycana. Przy okazji pozdrawiam moją Danusię oraz Kasię, które wymiennie dbają, bym nie wychodził (zbyt często) na nieuka i prostaka.

Tak… trochę wymodziłem wtedy. Pamiętam, że byłem tak podjarany możliwością napisania czegokolwiek, że powiązałem kilka faktów, luźnych (nieweryfikowalnych) informacji i już – mogłem brylować na salonach, przynajmniej u siebie w domu. Obiecuję, że za dziesięć lat napiszę następny odcinek, albo i nie.

O tym tekście przypomniałem sobie niedawno, przy okazji przeczytania biografii Bruce’a Lee autorstwa Matthewa Polly. Według tej książki (sądząc po masie pracy w nią włożoną – wiarygodną), kontakty Bruce’a nie były tak duże, jak to optymistycznie przyjąłem w roku 2009.

Ojciec Bruce’a (Lee Hoi Chuen) początkowo uczył się stylu Wu, ale nie znalazłem nic o jego nauczycielu. Jako osoba bogata i wpływowa mógł ćwiczyć u kogo chciał. On sam, jako aktor, niewiele spędzał czasu z dziećmi. Starał się to nadrobić, zabierając Bruce’a na niedzielne spacery do parku, gdzie ćwiczył z nim Tai Chi (wtedy jeszcze styl Wu). Mały ponoć lubił te treningi, bo odpowiadało mu spędzanie czasu z ojcem. To wiek w którym ojciec często jest dla syna wzorcem. Każdemu polecam dobrze ten czas wykorzystać.

Według książki pana Polly, następny „znaczący” kontakt Bruce’a Lee z Tai Chi nastąpił już w latach nastoletniego buntu. W tym to czasie Brusiak nie był już grzecznym chłopcem, a bójki na pięści traktował jak dobrą zabawę. I ten to nastoletni łobuz uderzył ćwiczącego Tai Chi w parku mężczyznę. Wybryk iście chuligański i nic go nie usprawiedliwia. Nawet jeśli przechodził kryzys ojcowskiego autorytetu i hormonalny bunt przeciwko wszystkiemu. Według autora książki, było to właśnie wyrazem frustracji spowodowanej problemami w kontaktach z ojcem. Mścił się na tym, co kojarzyło mu się z postacią ojca – stąd taki, a nie inny wybór celu.

Trzeci epizod z Tai Chi nastąpił, kiedy Bruce Lee wyjechał do USA. Mógł, ponieważ urodził się w San Francisco i z racji tego, miał prawo do amerykańskiego paszportu. Prawo, prawem, ale rodzina chciała potwierdzić to na papierze i doszła do wniosku, że lepiej będzie, jak się chłopak w Stanach pojawi i jako dorosły (w świetle prawa) człowiek, otrzyma jakieś dokumenty. Drugim powodem było to, że koniecznie chcieli, żeby młody zmienił trochę otoczenie. W Hongkongu zachodziła obawa, że wcześniej czy później, popadnie w jakiś większy konflikt z prawem. Pojechał zatem do Ju Es Ej i początkowo ciężko pracował. Widocznie to ostatnie jakoś mu poustawiało w głowie, bo się uspokoił i zapragnął zrobić karierę. Początkowo jednak pracował jako kelner, dawał lekcje tańca. Między innymi chodził do pewnej szkoły kung fu, gdzie uczył się głównie różnych form. Tam też ćwiczył jakieś Tai Chi – nie wiadomo jednak jakie, ale mniemam, że mógł być to styl Yang. W owym czasie w USA było to najbardziej prawdopodobne.

Jest też coś o czym biografia nie wspomina. To historia jego spotkania z Liang Zipengiem. Otóż w latach sześćdziesiątych, kiedy Bruce Lee przyjechał z USA do HongKOngu :), Lee Hoi Chuen chce się pochwalić słynnym synem („Zielony szerszeń” i te rzeczy) i prowadzi go do parku (King’s Park w Ho Man Tin), w którym ćwiczy . Wtedy to powstało znane zdjęcie ojca ćwiczącego z synem. Tam też przedstawia gwiazdora swojemu ówczesnemu nauczycielowi. I teraz znów mamy dwie wersje tego wydarzenia :). Według pewnej książki o Jet Kun Do – Liang Zipeng kazał mu porzucić cały swój poprzedni trening. Ten się nie zgodził, i stracił możliwość treningów, a Liang Zipeng dopuścił go tylko do możliwości wysłuchania wykładów. W drugiej wersji Liang był bardziej otwarty. Mówi się, że uczył każdego, tłumacząc mu mechanikę ruchów, stosując metodykę Yi Quan. Uczył Małego Smoka ćwiczeń Zhan Zhuang. Gościł go też u siebie w domu. Pożyczył mu dwie książki: „Ortohodox Zimen Style” oraz „Chen Naizhou’s Boxing Manual”. Brusiak nigdy mu ich nie oddał. Pierwszą z nich można znaleźć na stronach Brenan Studio. Mogło też być tak, że Liang chcąc zniechęcić gwiazdora i nie urazić jednocześnie bogatego ucznia, postawił Bruca Lee w Zhan Zhuagu i już. Nie dojdziemy…

Kończąc, bo i tak już za długo to piszę, fajnie byłoby mieć nazwisko Lee w panteonie ćwiczących. Na pewno dałoby się to wykorzystać marketingowo. Wystarczy wspomnieć niektóre szkoły Wing Tsun, które z postaci Bruce Lee korzystały przy byle okazji. Ale prawda jest taka, że jego kontakty z Tai Chi były słabe. Zapomnijmy więc o brusiakowym Tai Chi.

Hong Kong lata sześćdziesiąte… miejska dżungla, w której wykuwał się charakter Bruca Lee

6 Komentarzy : “Brusiakowe Tai Chi” Ależ dyskusja!!!

  1. W książce Tao Kung Fu Bruce Lee (zebranej w całość przez Johna Little) jest bardzo podobna informacja co do tai chi wraz z informacją o innych stylach, którymi Brusiak zajmował się w latach 1959 – 1964 :).

  2. BTW. Książka jest świetnym materiałem i obok pozycji napisanych przez Johna Little dopełnia obrazu Brusiaka. Niemniej trzeba zapoznać się również z pozycjami, w których B. Lee jest przedstawiony w lekko innym świetle 🙂

    1. Na razie mi wystarczy… mam chwilowy burusiakowstręt… dodatkowo dwa filmy dokumentalne obejrzałem.

  3. W latach 80m- tych miałem trochę „bibuły” o B. Lee. Już wówczas wiedziałem, że jego ojciec ćwiczył styl Wu (w kolejnych latach potwierdziła to literatura oficjalna).
    Smaczków znałem więcej. Czy ktoś słyszał o rozmowie Lee z Yip Manem, kiedy to wschodząca gwiazda zaproponowała swojemu nauczycielowi uwiecznienie go na filmie 8 mm z technikami / formami W.T? W zamian Lee miał oferować nauczycielowi godne życie w nowym domu. Ponoć Yip odpowiedział, że nie wszystko można kupić za pieniądze.

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz

%d bloggers like this:
test