Będzie o moim wczorajszym spotkaniu.
Akupunktura dobrze się kojarzy… po pierwsze mój (teoretyczny – patrz tutaj) wuj jest sławą w tej dziedzinie, a po drugie w kultowym serialu „Samuraj Jack” jest postać niejakiego Aku (悪 – w kanji), którego to, choć może jest stworem do gruntu przeżartym złem, bardzo lubię.
Tym razem będzie jednak o moksie, a moksa jest w pewnym stopniu odmianą akupunktury..
Znalazłem pewien czas temu w necie tekst książki traktujący o Qi Gongu medycznym. Tytuł może nie jest zachęcający: „100 ćwiczeń, które wyleczą każdą chorobę” – qrcze w pierwszym odruchu chciałem wykasować, ale że książka była po rosyjsku, to pomyślałem sobie, że powprawiam się w używaniu tego języka.
Treść książki mnie wciągnęła. Faktycznie opisywała setkę prostych praktyk. Może mi się uda je kiedyś z kimś skonsultować, bo nie wszystko rozumiem, a wyglądają one interesująco. Niektóre z nich znałem już wcześniej.
Dodatkiem do niektórych ćwiczeń jest właśnie moksa. Moksa jest pochodną akupunktury, a z Aku ma wspólnego tyle, że również jak on, posługuje się ogniem.
Przykłady zastosowania moksy opisane są w sposób prosty. Postanowiłem więc spróbować, ale przyznam się, że miałem obawy. Nie żebym się bał odwrócenia sobie strumienia Qi ;), ale po co pchać się w jakąś praktykę i na starcie robić wszystko źle? Lepiej na wstępie się z kimś skonsultować.
Akupunktura
I tak napisałem do znajomego. Kuba, zwany Baguamenem lub też bardziej swojsko – Baguażanem, jest praktykującym lekarzem medycyny chińskiej. Zajmuje się akupunkturą i masażem. Ja poznałem go w czasie treningów na Skrze. W czasach, kiedy przychodziliśmy ćwiczyć tam Chuo Jiao Fanzi, często widywałem Kubę kręcącego kółka, ale bliżej poznaliśmy się na spotkaniach sparingowych Akademii Yi Quan. Nic tak nie zacieśnia znajomości jak danie sobie po ryju.
Zaraz po świętach nadarzyła się taka okazja. Spotkaliśmy się z Kubą na Skrze, w zacnym towarzystwie był Juzhizi oraz Adaś. W planie był chyba jakiś trening, ale wykład Kuby był interesujący oraz okraszony wieloma przydatnymi prezentacjami i nic z treningu nie wyszło.
Zobaczcie sami film z tego wydarzenia. W końcowej jego części widać Anitę Włodarczyk (złotą medalistkę w rzucie młotem), która akurat miała tego dnia trening.
Moksa nie wydaje się specjalnie skomplikowaną praktyką. Przeszkolenie w posługiwaniu się piołunowymi pałeczkami trwało zaledwie kilkanaście minut. Potem spróbowałem sam na sobie. Dużo trudniej jest zdiagnozować człowieka i dobrać do niego odpowiednie punkty. Jakoś nie czuję się na siłach studiować medycynę, ale jeśli ograniczyć się do prostych technik przeciwbólowych i rozluźniających, to da się to jakoś opanować i krzywdy nikomu nie zrobić. Szczególnie, że mam zamiar testować to na sobie i ew. na rodzinie (jak kogoś złapię).
1
Jeśli podoba Ci się moja twórczość i chciałbyś mnie wspomóc w realizowaniu pasji ćwiczenia i propagowania Tai Chi możesz mieć w tym niewielki udział.
Postaw mi kawę (kliknij obok).
Dziękuję.
Będę starał się zamieszczać informacje o postępach w nauce.
BTW.
Najbardziej podobał mi się fragment dyskusji: dlaczego właśnie to piołunowe pałeczki są używane do moksy? Wnioski? A nie wiadomo! W zasadzie można byłoby używać nawet lutownicy (rosyjska mafia używa). Piołun ma jednak pewne zalety. Zauważyłem, że świetnie się pali. Jeśli się go rozpali, to nie gaśnie nawet przy silnym wietrze. Czy ciepło ze spalania piołunu jest inne? Jakieś specjalne? Mój zachodni umysł mówi, że nie. Ale… może działa tu efekt placebo? Ludzie jednak wierzą w magię, a ja przynajmniej chciałbym w nią uwierzyć (o piołunie jeszcze kiedyś napiszę).