Kilka słów o mnie

Upłynęło już pięć lat, od kiedy prowadzę tego blog. Pomyślałem zatem, że należy uaktualnić informację „O sobie…”. Wszak przez ten czas brałem udział w kilku setkach treningów, seminariów, obozów i szkoleń. Poznałem też masę ludzi. Z jednymi ćwiczyłem, z drugimi tylko gadałem (z innymi nie gadam już od lat).

Już nie jestem taki sam, jak wtedy gdy po raz pierwszy uruchomiłem ten blog. Wtedy, uczyniłem to nie co na próbę, i już po kilku godzinach dostałem maila od przyjaciela: „Fajnie, że piszesz. Rób tak dalej”. Wtedy to pomyślałem, że może jednak.

nazywają mnie KO

Mam na imię Krzysztof, nazywają mnie KO. To miłe choć nie ma nic wspólnego z boksem. Urodziłem się, mieszka i utożsamiam się z Warszawą. Dlatego na blogu większość informacji związane jest z tym miastem. Tu można mnie spotkać na różnych trawnikach, parkach i salach treningowych (a także na trybunach stadionu Legii, której jestem kibicem).

Chińskie sztuki walki uprawiam od 20 lat i znów zacząłem w sposób zupełnie przypadkowy, ale to już odrębna historia. Początkowo chciałem pisać tylko o Tai Chi, ponieważ czułem potrzebę uporządkowania tego, co wiem i co myślę. W trakcie tego porządkowania okazało się, że integralną częścią tego, co ćwiczę, jest też pozostała część mojej działalności treningowej. Prawdę mówiąc, nie jestem w stanie powiedzieć, co jest głównym narzędziem mojej praktyki. Takie to jakoś wymieszane wyszło.

Karate-Po-Polsku_1 o mnie
jedna z lepszych scen z filmu, poza tą, w której
rozbierała się Dorota Kamińska
Skąd tytuł „Tai Chi po polsku”? Otóż był kiedyś taki film „Karate po polsku”. Jego specyfika zachwyca mnie do dziś, mimo że historia w nim opowiedziana jest raczej banalna. Z samym karate film też nie ma zbyt dużo wspólnego. Więc to coś jak Tai Chi w wielu znanych mi szkołach – tylko nazwa jakoś się odwołuje.

o mnie

Jakby ktoś się zastanawiał, skąd się wzięło moje Tai Chi (sam się zastanawiam)?

Uczyć zacząłem się jeszcze w Stowarzyszeniu Taoistycznego Tai Chi. To jednak totalnie nie było to. Po roku zabawy w trening, odkryłem w organizację YMAA (Yang Martial Art’s Association) wg. mistrza Yang Jwing Minga, i już tak zostałem. Po drodze były przygody. Krótka i nieudana z Chen (jakoś nie żałuję). Nieco dłuższa ze stylem Wu (tu akurat żałuję, że nie wyszło). Krótka fascynacja Yi Quan (To akurat sobie cenię. Nadal, jeśli mam okazję i czas pojawiam się na treningach). Inspiracją była też rosyjska Sistemą, na szczęście po latach znalazłem ciekawą jej odmianę w Warszawie. Było jeszcze karate Shotokan, które dawało mi radość z fizyczności sztuki walki (zielony pas to szczyt mojego zaangażowania). Był jeszcze boks, na który wracam, jeśli tylko czas pozwala, czyli zdecydowanie za rzadko. Ostatnio uczę się też prostej odmiany Bagua.

a oto ja. Demonstracja miecza Tai Chi Hao…

Do kompletu amatorsko strzelam z łuku, ćwiczę posługiwanie się biczem i rzacanie nożem.

ćwiczę Tai Chi

Nadal ćwiczę sobie ten przekaz YMAA, do którego czuję duży sentyment, ale mocniej zająłem się stylem Wu/Hao — którego uczy w Warszawie Andrzej Kalisz. Cóż, jak się trafia dobry nauczyciel z dobrym backgroundem to należy korzystać. Dodatkowo praktykuję jeszcze odmianę Lao Jia stylu Yang z Janem Glińskim i jego uczniami (w ramach Fundacji Dantian) oraz próbuję swoich sił z przekazem pochodzącym od mistrza Cheng Man Chinga.

Od dłuższego czasu Tai Chi nie jest moją jedyną praktyką Kung Fu. Ćwiczę Chuo Jiao Fanzi wg mistrza Hong Zhi Tiana (tu w Polsce uczone przez Marka Klajdę). Styl, który daje mi możliwość kontaktu z dobrą wiedzą o sztuce walki i wiele radości z praktyki ukierunkowanej na walkę. Wszystko to dzięki nauczycielom, z którymi mam stały kontakt. Nawet dla mnie, który jestem za stary i za gruby, żeby zostać wielkim wojownikiem ringu, znajduje się miejsce. Stąd moje spojrzenie na Tai Chi i jakiegokolwiek innego ćwiczonego przeze mnie stylu, jest mocno „skażone” poprzez CJF. Tym się akurat zupełnie nie przejmuję.

UWAGA

Jest to moja strona i reprezentuje tylko i wyłącznie mój punkt widzenia. Zawarte na tej stronie treści nie są w żadnym wypadku oficjalnym stanowiskiem żadnej ze szkół, z którą się stykam (ani YMAA, ani Akademii Yi Quan, ani Fundacji Dantian), a tylko i wyłącznie człowieka, który pewien czas już poświęcił na trening i z racji tego często będę się do moich doświadczeń odwoływał. Będę także umieszczał tłumaczenia pewnych tekstów lub filmy, które uznam za ciekawe i też nie powinno się ich traktować jako stanowisko żadnej z wymienionych wcześniej szkół. Polegam na Waszym zdrowym rozsądku.

26 komentarzy do “Kilka słów o mnie”

  1. Kul, obawiam się jednak, że po latach pisania bloga dojdziesz do wniosku, że wszystko co robisz i robiłes jest CHENEM :). Sorki, nie mogłem sobie darować tej uwagi, bo chodzi mi po głowie ile razy czytam cos o sztukach/sportach walki – odkąd rozbawił mnie post z forum „sam wiesz którego”

    Odpowiedz
    • Publicznie obiecuje że jeśli dojdę do takiego wniosku, to klęknę przed „tym którego imienia się nie wymienia” i poproszę o wybaczenie. Mam pewną teorię na ten temat i postaram się ją opisać kiedy tylko opanuje pisanie bez błędów – okazuje się że prowadzenie zeszytów jest dużo prostsze,

      Odpowiedz
      • To taki truizm – O stylu nie można powiedzieć czy jest zły czy jest dobry a o ludziach to już co innego. Są rzeczy w Chenie które dla mnie są nie do przyjęcia. Choć ideii rozwijania jedwabnej nici uczyłem się od nauczycieli chenowskich i muszę przyznać że jest ona tam jasna i przejrzysta i że w ogóle jest.

        Odpowiedz
        • To też truizm.. 😉 Oczywiście, że styl też można ocenić.. Ludzi też.. Tyle że jeśli ocena pozytywną nie jest, to można kogoś urazić – i wtedy się powstrzymujemy, bo tak nakazuje kultura, albo dlatego, że komuś możemy się narazić i też się powstrzymujemy, bo tak nakazuje rozum. 😉

          Co do Chenu to rozumiem, że Rodor do samego stylu nic nie ma, tylko do tego, że ktoś natrętnie sugeruje, że Chen jest ultra stylem, którego pierwiastek jest obecny wszędzie. A tak -jak wiemy wszyscy- nie jest, bo tym ultra stylem jest chuojiao. 😉

          Odpowiedz
          • Ja wiem że politycznie byłoby o wszystkich mówić że są cacy i wtedy nikomu nie podpaść. Ja do Chenu jako Chenu nic nie mam. Np. Silberstof na pewno jest lepszy odemnie więc styl który go ukształtował jest dobry. Ale w Polsce uczyć się go nie mam zamiaru ze względów kilku. Nazwijmy to tak – nie pasuje on do mojej osobowości.

            Odpowiedz
          • Po tylu latach znajomosci i wielu rozmowach w końcu Ge Ande otarł się o prawdę: „Co do Chenu to rozumiem, że Rodor do samego stylu nic nie ma, tylko do tego, że ktoś natrętnie sugeruje, że Chen jest ultra stylem, którego pierwiastek jest obecny wszędzie” :P. Tak, własnie o to mi chodzi 🙂 , ale i tu mozna z zaciekłoscią intelektualną prof. Hartmana dowiesć, że jednak tak własnie jest :), a wówczas teza, że ultra stylem jest chuojiao będzie nie do obrony, a szkoda 😉

            Odpowiedz
      • Kurczę, 4 czy 5 razy o tym wspomnialem i już obsesja :P. Zaraz mi wypomnisz kolano w gong bu ;). Chen nie może być zły – skoro ćwiczę go ja i ćwiczysz go Ty 😉

        Odpowiedz
      • O Hulei też się otarłem jak był tu Liu Wankun (o ile nie pomuliłem nazwiska), co prawda z drugiej ręki, ale niemalże „na gorąco” ;). Się mnie podobało :P. Zresztą nie mam nic do Chenu, wręcz przeciwnie, i to pomimo tego że m.in. jako yangowiec jestem zwykłym bękartem PRAWDZIWEGO taiji 😉

        Odpowiedz
  2. Witam. Zgłaszam obecność, podpisuję listę 🙂 będę śledził i czytał…oczywiście życzę powodzenia i wytrwałości początek fajny trzymam kciuki…a przy okazji wszystkiego dobrego na Nowy Rok 2014 :-)…pozdro. PS: chętnie przeczytam o tym dlaczego styl Yang.

    Odpowiedz

A co Ty myślisz na ten temat? Dodaj komentarz